Uzależnienia - Forum - Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
milosc czy wspoluzaleznienie
Autor Wiadomość
danleon

Wysłany: 10-10-2007   milosc czy wspoluzaleznienie [Cytuj]

Czy to wspoluzalenienie czy milosc tak bardzo nie pozwala mi zyc.
Odeszlam (po raz kolejny); potrafie spakowac sie juz w kilkanascie minut.
A teraz tylko marze zeby wrócic ale to przeciez jak deptanie samego siebie.
Wiem ze nie moge i potrzebuje zapewnienia ze postepuje slusznie.
Moja historia jest jak wiele innych ktore czytalam na forum i bardzo chcialabym ja opowiedziec ale w tej chwili nie pozbieram sie do tego stopnia by ja jakos skladnie opisac.
Jak przetrwac ten czas?
 
 
Mariusz

Wysłany: 11-10-2007    [Cytuj]

Podalas za malo informacji zeby cokolwiek Ci doradzic , a raczej zeby doradzic Ci cos sensownego .
 
 
beznadzieja

Wysłany: 01-09-2009   milosc czy wspoluzaleznienie [Cytuj]

Rozumiem o czym mowisz mam wlasnie ten sam etap w zyciu ,samemu .wytrzymac ciezko ale jak zatrzasniesz drzwi wcale nie czujesz sie lrpiej i marzysz tylko i przytuleniu i zeby uslyszec bedzie ok nie placz....tak to jest chore i to jest w nas nie w tych osobach ,bo one poprostu takie sa.To my widzimy ze dzieje sie cos nie oni...Ludzie czy jest kos kto moze i mnie pomoc???
 
 
doris

Wysłany: 10-09-2009   milosc czy wspoluzaleznienie [Cytuj]

Czytam Wasze wypowiedzi zupelniem jakbym slyszala sama siebie ryed kilkoma laty. Kazdy wybiera swoja droge w zyciu i niestety i tak robi co chce. Ja nie sluchalam nikogo, kto odradzal mi zwiazek z NIM... Wiedzialam, ze sie kochamy i wierzylam, ze tzlko Ja jestem w stanie mu pomoc...Wierzylam, ze zmienie JEGO swiat.
Juz nawet nie pamietem ile razy odchodzilam i wracalam, twierdzac za kazdym razem ze daje mu juz ta na prawde jedyna i ostatnia szanse... ON tez zawsze plakal, obiecywal poprawde itd. mowil ze juz nie bedzie, bral udzial w terapii itd. Jakis czas zawsze bylo w porzadku (tzw. faza miesiaca miodowego), a moze to ja widzialam tylko to co chcialam... I wierzylam w to co wygodniej bylo wierzyc... Zrywanie w wracanie do siebie trwalo jakies 3 lata. Potem na prawde bylam przekonana, ze ON nie pali...
Przelom nastapil, kiedy dowiedzialam sie, ze jestem w ciazy. Przytulilam sie do niego i poczula znowu ten zapach... Cala radosc z dziecka prysla w ciagu sekundy, potem bylo juz tylko gorzej... Ciagle upalony stracil prace (tlumaczmylam sobie to zwyklym pechem) trzeba bylo sprzedac auto, zaczely sie robic dlugi... To wszystko jakby przelatywalo kolo niego, wszystko przestalo go interesowac. Obecnie jestem w 8 miesiacu ciazy, na jego utrzymaniu, a on duza czesc pieniedzy przepala, obiecujac gruszki na wierzbie. Powoli zaczynam nienawidziec tego JEGO upalonego wyrazu twarzy, belkontania, bezsensownego rozluznienia, calej towarzyszacej rytualowi palenia muzyce itd.
Dzis podjelam decyzje o odjsciu od niego, moje dziecko bedzi wychowywac sie bez ojca, ale jak ma patrzec na wiecznie upalonego ojca, to moze i lepiej ...Bo jaki przyklad moze dac ON swojemu dziecku...
Ja upokorzona przed cala rodzina po 8 latach wroce do rodzinnego domu, na garnuszek rodzicow, dorabiejac sie przez ten czas brzucha i powaznej depresji... Nalezy tez wspomniec, ze chcac ukryc JEGO problemy praktycznie pozrywalam kontakty ze wszystkimi...
Pisze to tutaj ku przestrodze dla osob, ktore wierza, ze sa w stanie ja lub go wzrwac ze szponow uzaleznienia. Prawda jest taka, tylko ON sam moze to zrobic!!! Nie wierzcie w bajki, ani cudowne wyjscia z uzaleznienia, problem taki jak ten bedzie sie ciagnal za wami przez cale zycie. Na koniec moje 2 ulubione powiedzenia
+ Jesli ktos cie oszuka raz, to jego wina, natomiast jesli ktos cie oszuka drugi raz to juz Twoja wina... ze mu na to pozwolilas!!!
+Jak ma sie miekkie serce to trzeba miec twarda d..e, zeby na nia spadac...
 
 
ania777

Wysłany: 14-09-2009    [Cytuj]

ja prawie wszystko co czytam tutaj na forum to jakbym czytała o swojej sytuacji z mężem...nic ująć,nic dodać...to wszystko jest tak strasznie trudne...chce się im pomóc,ale większość z nich uważa,że nie potrzebują pomocy...bo nie mają problemu...ja nie raz usłyszałam,że to ja mam z tym problem,a nie on..bo nie akceptuję tego,bo chcę go z tego wyciągnąć,bo to..bo tamto...i to ja jestem stuknięta i to ja mam paranoję na tym punkcie..a to co on robi jest najzupełniej normalne...trudne to wszystko...jak się kocha,jak są dzieci..ja też nie wiem co robić...ktoś kiedyś radził-odejdź od niego,może się wtedy otrząśnie,otworzy oczy..ale to chyba dla mnie ostateczność...coś co nastąpi jak już wszystko inne pójdzie w łeb...
 
 
danleon

Wysłany: 17-09-2009   doris [Cytuj]

Bardzo chcialabym sie z Toba skontakotowac bezpośrednio. Jesli bedziesz chciala porozmawiac napisz prosze na moj nr gg 3341686 Maja
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
[ ODPOWIEDZ ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandgreen created by spleen modified v0.3 by warna