Witam!
Znalazłem To forum właściwie tylko dlatego, że po pewnym czasie "szczęśliwego jarańska" niestety nie dałem sobie rady. Ale od początku:
Pierwszy kontakt z baką miałem w wieku (uważam to za jedną z bardziej żenujących rzeczy w życiu) lat 13... Co prawda jeden nietrzymany w płucach buhh więc bez faz. Po paru latach niepalenia w wieku 16 kumple załatwili stuff. Pierwsze palenia nic mi nie dawały. Zero fazy, nawet chilloutu nie było. Potem był dopalacz (chyba Mad Dog) z fifki. No wkręty pod tytułem: "nogi same mnie niosą przez pola" "życie widziane z perspektywy 3 osoby" i śmiech z niczego taki, że prawie puszczałem w spodnie. Oczywiście te fazy wynikały z autosugestii i nie miałem halucynacji... jeszcze... w wakacje tego roku jaranko szło ładnie co weekendzik, co 2 tygodnie kulturka fazki, śmieszki idą. Byłem stedy wielkim zwolennikiem legalizacji, "woziłem się" z moim "nowym sposobem na imprezowanie" itp. Pewnego razu jakoś w październiku kumpel załawił stuff z innego źródła, poza tym u starego kumpla znalezlismy wiecej towaru (czyli mamy 2 rodzaje no bossko) Idziemy na boisko gadka szmatka odpalone pyk pyk 2 lufki poszły, jak zwykle mam spowolnienie widzenia, troche nie ogarniam i nagle...
Serce zaczyna walić jak młot, czuje, że mi wyskoczy z piersi. Odchodze od ekipy i łaże i mysli "Kur** stary rozje**łeś życie, to nie bajka i nie film, to rzeczywistość, umrzesz za chwile..."
Tej nocy łaziłem cały czas, kumple zarówno zjarani jak i trzezwi (bo i tacy byli - kierowcy poprostu) wkrety, że jak sie zatrzymam to umrę, wkręty na wszystko, realizacja każdej myśli, analiza każdego słowa. To co mówiłem było wypowiadane przez kogoś innego, podpowiadał mi jakiś sufler w głowie a ja to analizowałem. Każda rzecz przyjmowana na wiarę. Np. Przygryzłem wargi i przeszła mi tylko chwilę przez głowę myśl "miękkie jak galaretka" odrazu wiara "O K**wa mam usta z galaretki..." itp. Kumpel wysadził mnie km od domu bo myslałem, że po drodze "się ogarnę". W pewnym momencie zacząłem olewać wkręty w stylu "ktoś za mną idzie" itp. Ale nie będę przytaczał wszystkich bo jest ich za dużo i są zbyt nieprawdopodobne. Oczywiście były autosugestywne, bo po MJ nie ma halucynacji jak po LSD czy innych psychodelikach.
Kładę się spać. Sny w stylu "kontroluję serce i je zatrzymuję" - budzę się zlany potem. Rano wstaję. Serce wali jakby mniej ale wciąż mocno. Kolejny dzień, lekkie "nafazowanie" nie przechodzi. Kumple już żyją wszystko jak codzień a ja poprostu nie wiem co się dzieje. Szukam w necie (w głowie słowa Bodka o zawiechach "Kurczę co niefart") psychozy wszystkie rzeczy poprostu masakra. W końcu widzę diagnozę w setkach opisów jak ten (jaranie->serce->wkręty->wkręty nawet na trzezwo i flashbacki) - DEREALIZACJA
Zabrzmiało to jak wyrok... Na lekcjach brak skupienia, cały czas łapię "disconnecty" trzeba mi wszystko 2,3,4 razy powtarzać, czuję się jak pod kloszem. Czytam, że ekipa nie wychodzi z tego 2,3,4,7,10,12 miesięcy...
Ale w pewnym momencie powiedziałem sobie "Koniec" zająłem się nauką (choć ten semestr tragedia bo zespół amotywacyjny jednak zrobił swoje) częściej spotykam się z kumplami (jarają, a ja nie jaram i ani oni nie namawiają ani ja ich nie "je**ę" za przeproszeniem) mam zespół i po około 14 dniach derealizacja minęła.
Jedyne co zostało to czasem "nie ogarniam", ataki paniki się skończyły choć jak wypalę szybko papierosa to na chwilkę (poprostu strach przed utratą kontroli nad ciałem) i czasem karuzela (uczucie jakby mózg kiwał się w głowie) ale bardzo rzadko i to na 10-15 sekund.
Tak więc tytułem końca kończę z baką. Jednakże pokazała mi ona, że nie mam głowy do używek i powinienem tego zaprzestać, a miałem w planach LSD... to by się chyba skończyło psychatrykiem. Wszystko jest dla ludzi, lecz narkotyki nie są dla mnie i tyla.
A do zderealizowanych. Zajmijcie się czymś, nie czytajcie gówna w necie, nie jesteście chorzy psychicznie. Kupcie "Sesję" bierzcie witaminy (ja jeszcze biorę leki na krążenie bo mam stres często i łysieję (genetycznie i przez stres) a samo Wam przejdzie.
"Kur** stary rozje**łeś życie, to nie bajka i nie film, to rzeczywistość, umrzesz za chwile..."
no w tamtych chwilach też rzeczywistość zdawała się mi bardziej rzeczywista niż normalne, przejebane uczucie, powodzenia w trzymaniu się postanowienia no i całkowitego dojścia do zdrowia, jak piszesz, że samo przechodzi nie jest źle :)
u mnie az tak ostro nie jest, po ostatnich schizach odstawiam to nie wiem moze na 2 moze na 5 moze na tydzien albo sam nie wiem...
ja niestety sprobowalem LSD i to bylo najgorsze,
spustoszenie we lbie mialem przez tydzien (duzo sr. uspokajajacych musialem wziac).
a MJ - nikt mi nie mowil o takich schizach i reakcjach organizmu (OUN),
wszyscy tylko chwala ze to takie dobre itp. a jak ktos powie ze sa po
tym nierzadko objawy negatywne - to odrazu neguje i nazywa mnie idiota,
zebym nie palil bo jestem pierd**** i ze sobie wkrecam.
zaczynaja mnie wkurzac ludzie ktorzy na kazdym kroku
chwala MJ niczym kompleks witamin i srodek leczniczy :/
wszystko przez to ze na polowie teledyskow HH i rap, kolesie jaraja cos i promuja to...ja nawet kiedys taka prace na socjologie o marihuanie pisalem, chyba pt. "stosunek mlodziezy gim do marihuany". Sam zielony listek pojawia sie czesto na ulicach, na murach..w tv nawet politycy, aktorzy itd. sie chwala ze jarali w mlodosci. No i te rozne stronki i fora ktore mowia ze baka jest spoko...yh.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach