Wczoraj zerwałam z facetem. Spotykaliśmy się dość krótko, bo pół roku, ale mielismy poważne plany. Zresztą nie wiem czy stosowne jest uzywanie słowa "poważne" w przypadku osoby uzależnionej od marichuany :(
Miałam przeprowadzić się do jego miasta i z nim zamieszkać...
Od początku zauważyłam, że pali zielsko, ale nie myślałam, że ma z tym taki problem i jest od tego uzależniony:( On oczyiście mówi że nie jest, że trawa to nie jest ćpanie, że jestem przewrazliwiona na tym punkcie i że pali bo lubi. Dobrze znane stwierdzenie z tego co czytam na forum :(
Na poczatku palił często a ja wiem do czego prowadzi uzależnienie, nie jest mi obce współuzależnienie (mam ojca alkoholika, chodze na terapię) wiec kiedy zaczęłam mysleć o nim poważnie i zaczęło mi na nim zależeć. Postawiłam ultimatum, że jeśli chce być ze mną ma skończyć z narkotykami. Odpowiedział, że nie może mi tego obiecać, bo lubi "od czasu do czasu" i nie chce z tego rezygnować, bo nie ma z tym problemu. Że widzi , że osotnio przeginał z paleniem i teraz postara sie ograniczyć. I ze jak zamieszkam z nim to w ogóle nie będzie mu się chciało palić, że wszystko się zmieni.
Co za bzdury, teraz wiem jakie to były bzdury i nie wiem jak mogłam w to uwierzyć :(
Cale jego towarzystwo lubi narkotyki, szczególnie "najlepszy" przyjaciel. Dziewczyny tych facetów nic z tego nie robią, więc ja wychodziłam na najgorszą kiedy "robiłam mu jazdy" z tego powodu.
Od września trwa to ograniczanie. Z poczatku podobno w ogóle nie palił. Podobno. Później wyczułam któregoś razu(stwierdził że kumpel go namówił). Innego dnia znalazłam zioło w domu( było dla brata heh). Innego dnia pourywane kartoniki do filtrów, pourywane fajki, bo tytoń mu był potrzebny do blantów,(on stwierdził, że nie wie jak to się stało).
Ehh cały czas miałam dowody na to że pali za moimi plecami a dawałam się naprać że tak nie jest:( Trudno mi było nie wierzyć kiedy mówił mi patrząc w oczy, że nie pali, że to nie jego, że gdyby zapalił to by mi przecież powiedział. Trudno mi było uwierzyć że byłny zdolny kłamać mnie tak prosto w oczy:(
Oststnio często się kłócilismy. Jednego dnia był kochany, wszystko mu się chciało, nastepnego dnia lub za pare godzin był marudzący, nie w humorze, zapominał co miał kupić. Niby cały dzień był w pracy, jeździł po mieście a pewnie w miedzyczasie palił z "kolegami" bo wracał juz dziwny.
Z kązdym dniem kiedy mnie nie bylo z nim, z każdym wyjściem, z każdym spotkaniem z kolegami martwiłam się niesamowicie czy aby nie zapali :( Zajmowało mi to głowę i nie mogłam sie w pełni skupic na uczelni lub w pracy. Dzwoniłam do niego kontrolnie, czułam że znowu ćpa, że dzieje się coś złego, ale kiedy wspominałam, pytałam czy palił dziś- wkurzał się niesamowicie, że o co ja go posądzam, że jak mogę, że po co mu w ogóle wspominam o tym, że gdyby chciał zapalic to by mi powiedział.
Wczoraj wróciłam ze szkoły i znalazłam niedopałek skręta w kuchni. Był u niego kumpel i ogladali mecz. Dom wywietrzony, posprzątane. Ale naćpane głowy zapomniały sprzątnąć najważniejszego...
Oczywiście tłumaczenie, że to kumpel palił, nie on, że co ja znowu wymyslam. Powiedziałam, że mam tego dosyć, że wiem , ze mnie oszukuje, że kłamie cały czas. Najpierw sie wypierał, a później przyznał, że pali. Że to nie jest nic złego, że pali bo lubi itd.
Zapytał CZY JA NIE MOGĘ ZACHOWYWAĆ SIĘ NORMALNIE?
Jasne, że mogę i chcę a jedynym wyjściem z tego bagna jest zakończenie tego związku. Ile można? Czułam że wariuję od tego zamartwiania się, od kłamstw, nie wiedziałam, co jest kłamstwem, a co nie, jakie zachowanie jest noarmalne a jakie nie. Kiedy jest nacpany? A kiedy nie? CZy jest kochany jak jest czysty czy jak jest nawalony?
Ja w ogóle nie znałam człowieka z którym byłam/ Przez maruchuanę nie wiedziałam kiedy jest przy mnie on, a kiedy narkotyki:(
Serce mi pękło, czuje się strasznie idą święta, a moje życie przewróciło się do góry nogami. Kochałam tego człowieka:(
Dobrze zrobiłam?
Smutna historia..ale jesli mialbym odpowiedziec na Twoje pytanie to byloby mi chyba ciężko :) Z jednej strony dobrze, bo skoro Ty nie palisz, jestes w porzadku pdo tym wzgledem i zalezy Ci zeby on tez nie palil, a on nie potrafi tego rzucic, no to po prostu bez sensu..no i te klamstwa o ktorych piszesz, wiem jak jest bo sam tak oklamywalem rodzicow i na poczatku moja dziewczyne :( na szczescie udalo mi sie z tego wybrnac. Jak narazie daje rade ale mysle ze w glownej mierze dzieki terapii i wsparciu dziewczyny.
Wracajac do tej odpowiedzi na pytanie to z drugiej strony jesli nadal Ci na nim zalezy i uwazasz ze warto, to jesli sam wyrazi "chec poprawy" to moze sprobuj mu pomoc i nie na zasadzie ze dasz mu druga szanse, no bo to nie zdalo egzaminu :( jak sie zdecyduje na terapie i zrozumie swoj problem to mysle ze warto mu pomoc. Ja tez bylem taki zagubiony kiedys, no i wtedy spotkalem moja obecna dziewczyne, tylko ze ja juz wtedy wiedzialem ze mam problem i juz zaczynalem sie leczyc. Najtrudniej wlasnie zdac sobie sprawe ze cos jest nie tak i ze ja jednak nie "pale bo lubie" tylko bo musze.
Dziekuję Ci za slowa otuchy. Gratuluję odwagi i walki. Jestes dzielnym czlowiekiem.
A ja dziś czuję się jeszcze gorzej. Siedzę w pracy i plakać mi się chce. Serce pęka kiedy do mnie dociera, że narkotyk, jakaś substancja jest ważniejsza niż ja, niż slowo kocham które wypowiadal. Z początku nie chcialam, balam się zaangażować, bo nie chcialam cierpieć. I w końcu mu zaufalam. I teraz mam.
On nie bedzie chcial isc na terapie bo nie rozumie ze ma problem :(. Jak ma zrozumiec kiedy prawie wszyscy jego kumple palą. I żaden z nich nie rozumie, że jest uzalezniony. Nie rozumie jaka szkode im to robi w glowie. Jakie zmiany w zachowaniu :( A co bedzie z nimi za 5 lat mozna poczytac na tym forum gdzie pisza ludzie, ktorzy nie moga z tego g.... wyjść. To jest takie smutne.
Nic tylko siasc i plakac. Kocham go, a nie jestem w stanie nic zrobic :( Nikomu nie zyczę takiej patowej milości. Dziś napisal czy dojechalam cala do domu. Dopiero po dwoch dniach sie zmartwil :( Mózg wytrzezwial po weekendzie? Beznadzieja totalna.
Proszę niech ktos napisze cos pocieszajacego.
jedyne co ja Ci napiszę to to, że podjęłaś słuszną decyzję rozstając się z nim. Ból minie, czas wyleczy rany.
Ja niestety też zakochałam się w jaraczu i on jest teraz moim mężem, mamy cudownego synka. Mój mąż jest uzależniony, jest chory i ja na ten czas, na obecną chwilę poddałam się jeśli chodzi o walkę o jego trzeźwość. On twierdzi że pali bo lubi oczywiście i że to w żaden sposób na niego nie wpływa ani na nasz związek:/ Ja uważam nieco inaczej...
Trudne życie jest z takim obciążeniem, bo niewątpliwie to jest obciążenie psychiczne. Chodzę na terapię dla współuzależnionych, trochę mi to pomaga.
Gdybyś z nim została a on nie chciał się leczyć tak jak mój mąż to przeżywałabyś to co ja pewnie - lepiej dla Ciebie że go olałaś.
Miałaś ojca alkoholika, jesteś dda - więc to że się zakochałaś w kimś uzależnionym jest "normalne" bo taką miłość znasz z dzieciństwa. Myślę że mnie rozumiesz... to dobrze że chodzisz na terapię, dzięki temu uwolniłaś się z tego destrukcyjnego związku, w porę opamiętałaś.
Sluchaj,twoja historia jest identyczna jak moja,poza tym ze nie mieszkamy razem.Wiele razy sie rozsawalismy i wracalismy do siebie,zawsze bylam zla na siebie ,ze nie potrafie byc konsekwentna.A jednak teraz ciesze sie z tych powrotow.Teraz po tak dlugim czasie sam stwierdzil,ze jest uzalezniony,ale ze nie pali.Staram sie mu wierzyc,jednak jelsi wiem ze gdzies wychodzi zamartwiam sie i nie moge skupic sie na niczym innym. Probuje teraz namowic go na terapie,Przczytaj sobie moj watek,jesli masz ochote.
bylam wtakim samym polozeniu jak ty,ale w koncu on zrozumial,ze sie wykancza.Mnie sie wydaje,ze nie pwoinno sie zastawiac ludzi ktorych sie kocha,tym bardzije jesli sa uzaleznieni,tlyko trzeba im pomagac.
Tak, ale nie każdy uzależniony będzie chciał się leczyć, do tego trzeba dojść, to uzależniony musi podjąć tą decyzję. Myślę, że takie rozstania mogą na taką osobę wpłynąć, jeśli szczerze mu zależy to dostrzeże problem. A jeśli bardziej mu zależy na jaraniu to niestety...
Także to zależy od uzależnionego i od jego woli. Tak myślę.
No właśnie. Jeśli on nie zda sobie sprawy z problemu i nie będzie chciał sie leczyć, to ja nic nie poradzę. Znam to z życia niestety. Myślę, że postępuję właściwie. Musi dokonać wyboru. Ja albo narkotyki. Jeśli przegram bedzie mi przykro, ale nie pozostanie mi nic innego jak ratować siebie. Chcę normalnego życia. Nie chcę spędzić drugiej części życia kochając kogoś kto kocha używki :(
A on, jeśli nie teraz, to za pare lat, jak sobie zda sprawę w jakim gównie sie znalazł, zda sobie też sprawę, że chciałam dobrze i naprawdę go kochałam.
Mnie tez pomogly rozstania,bo wreszcie zdal sobie sprawe z tego,ze jest uzalezniony,chociaz jak mowi,nie pali.Teraz wlasnie staram sie go przekonac do leczenia,ale i to dluga droga.
BillyJean85 - mam podobne odczucia. Też myślę, że mój mężczyzna kiedyś zobaczy, kiedyś dojrzeje do tego żeby zobaczyć co ja próbowałam uzyskać poprzez nakłanianie go do zaprzestania jarania. Próbuję nadal, próbuję uzyskać od niego JEGO samego. On żyje w innej rzeczywistości, choć mówi co innego... Jak można tak żyć? Razem w różnych światach? Ja tak nie potrafię. Mam dwójkę dzieci i jeśli to się nie zmieni to niestety wniosę o separację, choć to będzie bardzo trudne:/
Kocham go ale nie wytrzymam z takim obciążeniem.
Wczoraj się z nim widzialam i rozmawialismy. Postawilam ultimatum. Najpierw powtarzal, że nie moze mi tego obiecac, ze sobie nigdy nie zaraja, bo nie chce mnie oszukiwac, ale nie chce palic. Czyli stara śpiewka:( A ja że w takim razie nie możemy byc razem i tracimy czas na taką rozmowę, bo w moim życiu nie ma miejsca na narkotyki. Jak wysiadalm z samochodu kilka razy to w końcu zacząl cos przybąkiwać, że ok nie chce palić. Ale mi się wydaje, że robi to pod presją, a nie dlatego, że zdaje sobie sprawę, że ma problem:( A tak nie wyjdzie z tego. Po jakims czasie bylam juz tak zdenerwowana ta rozmową, że wyszlam. Napisalam smsa ze ma dobrze sie zastanowic zanim podejmie decyzje i musi wiedziec czy chce i czy zdola rzucic to świństwo.
Bo wiem, że obietnice rzucone pod wplywem emocji są bez pokrycia:(
Jest mi strasznie smutno. Zamiast cieszyć się życiem, światami -ja borykam się z takimi problemami:(
czy warto???
Hmm, ciężko odpowiedzieć na to pytanie :( jeśli to coś da i Twój facet się zmieni i przestanie to oczywiście że warto :) ale jesli nadal bedzie jaral no to...tylko problem polega na tym ze nie wiadomo czy przestanie czy nie :/
Jesli wyraza jakas chec, ze przestanie itd. nawet pod presja to sprobuj go zaciagnac na terapie. Samemu mu bedzie ciezko. Jesli sie zgodzi na ultimatum ze albo jest z Toba albo pali to sprobuj postawic podobne tylko ze z tym zeby sie leczyl.
No i przede wszystkim wyjasnij mu to jak najprostszymi sposobami ze jest uzalezniony, niech to do niego dotrze i to zrozumie. Jak juz zda sobie z tego sprawe to moze sporo sie zmienic. Pokaz mu na najprostszych przykladach, ze jakie ma zycie palac: ma dziury w pamieci, pewnie jest zamulony, nie realizuje swoich planow, prowadzi niehigieniczny tryb zycia (jaranie wazniejsze niz np posilek czy aktywnosc fizyczna), izouluje sie, nie nawizauje nowych znajomosci i wiele wiele innych. Moze wspomnij tez o zaufaniu, o tym ze skoro pali, to Cie oszukuje, a przeciez zaufanie to podstawa zwiazku. Takie tlumaczenie, takie podstawowe i wydaje sie banalne rzeczy czasami daja do mysleni i latwo taka rozmowa cos zdzialac, zobrazowac, wiec moze jemu tez to da do myslenia. Ja osobiscie gdy sam mam ochote zajarac to sobie stawiam na szali: plusy jarania i minus. Jak wiadomo plusy to fajna faza no i jakies tam omijanie problemow, lepsze samopoczucie. Minusow jest za to cala masa..i to mnie trzyma przy tym zeby nie palic.
A mój mąż wie że jest uzależniony, oczywiście mówi że pali bo lubi.
A gdy postawiłam mu ultimatum, że albo my(ja i dzieci) albo jaranie, odpowiedział, że chce to i to... :/
Mnie sie wydaje,ze warto.Moj obiecywal pod presja i oklamywal mnie potem,dopiero teraz po roku czasu od tych obietnoc zdaje spbie sprawe.ze ma z tym problem.
Cześć koleżanko. Oczywiście, że dobrze zrobiłaś zostawiając go. Sam jestem osobą uzależnioną i wiem jak jest ciężko ale oszukiwania i kłamstwa to nie tłumaczy. A my już tacy jesteśmy. Z zewnątrz wydajemy się tacy fajni i silni a w środku jak małe dzieci słabiutcy. Wiesz co ja jak paliłem cały czas na okręta to też mi się wydawało że mogę śmiało założyc rodzine i że wtedy siąde na tyłku i będzie świetnie. Ale oczywiście tylko mi się wydawało. Jestem po prostu na to za słąby żeby być mężem o ojcem. Mam tylko nadzieje że kiedyś się to zmiani...
W syklwestra po raz kolejny się naćpal, tym razem kokainą. Wrócilam taksowką do domu. Nowy rok przeplakany. Tyle krzywdy mi zrobil,ze to sie w glowie nie miesci. Inna obrocila by sie na pięcie i powiedziala żegnam. A ja glupia sie przejmuje. Wczoraj zadzwonil i plakal do tel, że chce z tym skończyć. To, że kompletnie mu nie ufam, to pomijam. Ale powiedzial, że chce isc na terapie, wiec w tej sprawie moge i chce mu pomoc. Nie wiem gdzie go wyslac w Poznaniu. Wiem, że duzo zalezy od terpeuty, dlatego zwracam sie z pytaniem: GDZIE NAJLPESZA TERAPIA W POZNANIU? Miodzio moze ty wiesz?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach