Jak w temacie - chce ale nie chce. :)
Zdaje sobie sprawe ze swojego uzaleznienia. Zdaje sobie sprawe z krzywdy jaka sobie robie. Mimo wszystko MJ jest ode mnie silniejsza - zawsze powtarzam sobie ze odstawie od poniedzialku, od pierwszego, od nowego roku - nigdy nic z tego nie wychodzi. Najdluzsza przerwa od 8 lat trwala kilka dni - co wiecej czulem sie wtedy swietnie, taki rzeski i odprezony, zwyczajnie chcialo mi sie zyc, w ciagu jednego dnia zalatwilem mase nieuporzadkowanych od dawna spraw - a na koniec tygodnia w ramach 'nagrody' oczywiscie zapalilem - i tak juz znowu zostalo...
Przez bardzo dlugi czas przekonywalem sam siebie ze przeciez nie ma zadnego problemu, pale sobie i bede palil i co z tego - co z tego ze juz trzeci dzien sie nie mylem, co z tego ze w domu nie mozna poznac jakiego koloru jest parkiet bo zalega na nim sterta ubran, rzeczy, brudnych naczyn, popiolu itp.
Z czlowieka otwartego na ludzi, majacego mase znajomych zrobilem sie samotnym odludkiem. Juz dawno zauwazylem u siebie objawy depresji. Przez jakis czas nawet pisalem na forum o depresji gdzie wszyscy wysylali mnie do lekarza, do ktorego oczywiscie nie poszedlem a forum szybko poszlo w odstawke.
Z dosc zaawansowana depresja (przez 4 miesiace w ogole nie wychodzilem z domu, zakupy robilem przez internet a diler raz na tydzien przywozil mi zapas) poradzilem sobie sam. Znalazlem prace, zaczalem funkcjonowac w spoleczenstwie tak by nikt sie nie zorientowal ze mam ze soba jakis problem. MJ zostala ze mna po dzis dzien.
Kazda kolejna doba wyglada dokladnie tak samo - rano joint, do pracy, po pracy od razu do dilera w domu joint drugi i trzeci i bezmyslne gapienie sie w monitor do poznych godzin nocnych. I od nowa.
Co zrobic gdy wiem ze moja 'silna wola' a raczej jej brak nie wystarczy do rzucenia palenia? Gdzie znalezc motywacje?
Stary, to, ze zdajesz juz sobie sprawe z tego, ze sobie szkodzisz, to takie czerwone lampki, ktore sie zapalaja na
rozkaz Twojego stlamszonego gandzia umyslu. To oznaka, ze cos jest nie tak, cos trzeba zmienic. Z chwila kiedy juz
to sobie uswiadomiles - nie cofniesz tego. To pocieszajace, ciazysz samoistnie w kierunku zerwania z nalogiem.
WIESZ, ze to sie stanie. WIESZ, ze musisz skonczyc z tym. Jeszcze tylko nie wiesz JAK. I od tego wlasnie jest to i
inne podobne forum(y). Dokladnie rozumiem, czego doswiadczasz, nie sa mi obce symptomy typu swiadomosci
samookaleczania albo "ostatniej rurki, ostatniego blunta"... Przytocze dwie historyjki, licze na to, ze miodzio
dopusci, dla wyzszego dobra. Mam nadzieje, ze to nie Ty jestes osoba z pierwszej z nich.
Jestem studentem. W maju tego roku musialem sie przeprowadzic. Trafilem do mieszkania studencko-absolwenckiego, w
ktorym, oprocz paru w miare normalnych osob, mieszkal X. X bakal dzien w dzien, 5-8 bluntow, przed kompem. Jako, ze
sam lubilem sobie przyjarac, szybko zlapalem z nim kontakt i wpadalem dosc czesto po palenie albo zrzucalem sie na
blunta. Coraz czesciej i czesciej... Nie powiem, zeby ta sytuacja sie nie odbila na moim zdrowiu i studiach, ale nie
o mnie ta opowiesc przeca. X mial wszystko w dupie. Sciagal z neta seriale, gral w jakas gre i jego egzystencja, poza fizjologia oczywiscie, sprowadzala sie, tj.na absolutnych wyzynach, do kontemplowania spiskowej teorii dziejow. Syndrom, ktory nie pierwszy raz przyszlo mi zaobserwowac na osobach palacych. Bo widzisz, X byl tez studentem, ale prywatnej, tj.platnej szkoly. Okazalo sie, pozniej, ze utrzymywal sie tylko z wysokiej renty po ojcu, tj. placil za szkole i za palenie. Ojciec umarl i zostawil po sobie rente... Ciekawe co by zrobil, gdyby mogl spojrzec na to, jak syn ja pozytkuje. Oczywiscie, to nie moja sprawa, ale samo z siebie zalatuje juz jakims nieodzalowanym poczuciem marnowania. X oczywiscie to tez mial w dupie i jaral, jaral, jaral. Syf wokol niego rosl, X nigdy nie sprzatal, bo mu sie nie chcialo. Jeden z lokatorow nawet sie wyprowadzi, bo X zaczal mu podkradac rzeczy z pokoju. Mi podkradal co jakis czas z kuchni (chcial powiedziec potem, ale zapominal no i ...). Byl skurczybykiem, co nie miara. Prawdopodobnie wiedzial, ze jestem wjebany (przychodzilem juz pozniej codziennie rano) i wyslugiwal sie mna, obiecujach, ze zaraz cos zjaramy. Wiec np. idac do sklepu, tez mu robilem czasem zakupy. Ale bardzo mi sie do nie podobalo. Wolalem robic cos, niemniej odrazajacego - X nigdy nie dopalal bluntow do konca. Wiec wpadalem do niego do pokoju rano i zabieralem popielniczke... Zawsze sie budzil, ale generalnie nie mial nic przeciwko, bo cos go sciemnialem ze po szklanke, ze po talerz czy costam... Za ktoryms razem (przyszedlem troche wczesniej niz zwykle) podniosl glowe i spojrzal na mnie oczami tak przekrwionymi, spojrzeniem tak pierwotnym, tak tepym, ze pomyslalem "co to gowno robi z ludzmi...?". Doslownie PUSTY wzrok, otepiony wyraz twarzy, oczy czerwone jakby tarl godzinami. A tego dnia jeszcze nie palil, to wiem. Anywayz... wyprowadzilem sie jakis czas pozniej jak mialem okazje. Praca dyplomowa poszla sie jebac oczywiscie (tak, pisalem wtedy). Moje zycie troche sie zmienilo, ale X? Pewnie juz nie tam, ale gdzies nadal zalega i jara. Jara, jara, jara, jara, jara, a zycie przez palce przecieka.
Niestety, troche na wyrost sie tu rozpisalem, bo nie zdaze juz przytoczyc drugiego przypadku. A drugi jest, oooo tak, bardziej obfity w hardkory. Y byl starszy, o wiekszym stazu i znacznie dluzszej liscie skurwysynstw, jakich sie dopuscil. Mam nadzieje, ze nie bede musial, choc przydaloby sie opisac to tez.
No nic, ide na egzamin. Trzymajta kciuki.
Trzym sie, stary i pamietaj - warto! Warto, bo Twoj umysl do skarb, do drogocenny klejnot i winien byc otulony w aksamit i spoczywac w szkatule a nie tablac sie w blocie na bruku. Uwazam ponadto, ze i ta odpowiedz na Twojego posta nadchodzi za pozno, bo po az dwoch dniach - to czesto poniewczasie. Czasem to moze uratowac dupe!
Reggie Cornell
Dokładnie, często po tym jak się odbije od towarzystwa i człowiek ochłonie to widać jakie maja zycie uzaleznieni koledzy :/ ja aktualnie odcialem sie od twoarzystwa maksymalnie, ale jak sobie mysle i wspominam to dokladnie podobne rzeczy mi przychodza na mysl z tymi "kolegami" od jarania. Czasami to po prostu chodzi tylko o to zeby miec jaranie, korzysci, a nie ma w tym zadnej przyjazni czy kolezenstwa.
No i wlasnie jak tak sobie wspominam to mam przed oczami te obrazy najaranych kumpli, te puste tepe spojrzenia po ktoryms tam razie..bo na etapie uzaleznienia od mj to juz nie ma smiechawy i fajnych jazd, tylko sie skuc i lezec zajebanym...yh.
PS. fajnie sie czyta Twoje wpisy, masz smykalke do pisania ;) skrobnij jakies opowiadanie albo powiesc :D albo odezwe jakas, sprzedalaby sie :) :D
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach