od momentu kiedy zachorowałem w pracy tj. 2 tyg przed wystąpieniem ponownych objawów czyli w sumie od 4,5 msc czuje się mega zmęczony, ciągle cały czas, nie potrafie się wyspać, wszystko mnie boli, energia na dzień kończy mi się po paru godzinach, kiedyś nigdy nie spałem za dnia bo mi było szkoda życia teraz musze prawie codziennie się przespać bo nie wyrabiam, pozatym jeszcze samopoczucie zmusza mnie do tego bo tylko w snie moge od tego uciec,
jeszcze zaraz przed zachorowaniem w pracy( już pracowałem dość długo) miałem jeszcze masę siły, a tu nagle taka kicha : /, miałem tak już pare razy wcześniej ale nigdy nie trwało to tak długo...
pozatym w domu czuje się w miare ok, ogólnie w pomieszczeniach, a jak wychodzę na zewnątrz to troche kicha, jakby lęki i w ogóle,
nie mam dalej "jasności umysłu" i dalej lekko kręci mi się w głowie, hm... czy to się kiedyś skończy??
ostatnio mieliśmy spotkanie klasowe, mimo że byłem na trzeźwo całkiem ok się bawiłem :P
jak rano się obudziłem byłem mega szczęśliwy jakoś, czułem dużo siły w sobie i w ogóle myślałem ze teraz to tylko z górki, nie minęło pare godzin, w głowie się kręci i brak już sił. ehh...
rozumiem Cię stary, ale wydaje mi się, że w końcu Twoje dolegliwości będą najprawdopodobniej o wieele mniejsze. i chociaż to strasznie trudne (wiem to po sobie), postaraj się zaakceptować pewne rzeczy. mam nadzieję, że wróci Ci satysfakcja z życia, nawet jeśli to potrwa jeszcze wiele miesięcy.
nie umiem złączyć w 1 spójną całość z życia przed chrobą i po chorobie, w sumie to w trakcie bo jak tu mówić po, w moim odczuciu są to jakby 2 odrębne światy myślę, że to przez te wkręty konkretne co załapałem, czuje dość niepewnie do wszystko jakoś, ale zdaje mi się ze kluczem tu jest akceptacja. Caly ten czas czekałem tylko aż się obudzę z tego wszystkiego tak nagle, teraz chyba dalej po cichu mam taką nadzieję, muszę zaakceptować to ze przechodzę przez coś takiego i jest to część mojego życia, ale jakoś nie umiem ...
Dziś muszę powiedzieć, że na dworze czułem się dużo lepiej niż zwykle ;p, w domu noma ale na dworze jakoś chyba lepiej, także jestem dobrej myśli :D
tak patrząc na to to trochę już to trwa, 5 msc? jescze troche przedemną, masa...
właśnie, akceptacja jest rozwiązaniem, ale jak zaakceptować takie rzeczy, jakie nam się przytrafiają ? mam nadzieję, że nie będziemy musieli tego akceptować, tylko to się skończy. ktoś powie: inni mają gorzej, a wy weźcie się do roboty, na szczęście trzeba zapracować, samo nie przyjdzie. ale pewne rzeczy przerastają człowieka. i nie jest to kwestia lenistwa, ale lęku, dołów i poczucia totalnej bezradności. jakby człowiek miał związane ręce.
mimo wszystko wydaje mi się czasem, że jest szansa. pozdrawiam Michału :)
Widzisz ja miałem taką jazdę ponad 15 lat temu. teraz jestem już grubo po czterdziestce, tylko tyle, że ja nieźle sobie poczynałem przez kilka lat. Po tamtych jazdach nie ma już śladu, mimo że Twoje opisy pasują jak ulał do tamtych "fikołków". Bierz leki i znajdz sobie jakieś zajęcie, które cię pochłonie a któregoś dnia będzie po zawodach. Teraz jak to wspominam śmieję się z tego. Będzie dobrze - zobaczysz :)
Wssk nie chce Cie martwic ale ja mam podobna sytuacje co ty... tylko bez tylu wkretek co ty ale np kiedys jak ogladalem tv to wydawalo mi sie ze to co ktos gada w pudelku mi sie ciagle powtarza i wiem co on zaraz powie... najlepiej jest o tym nie myslec i nie wymyslac nowych glupot... a najgorsze jest to ze mam to juz 5.5 roku.
teraz już na 100% wiem ze jestem normalna i raczej już nie zwątpie w istnienie świata ;)
to tak 'porządnie' opisane , miałam tak samo, inne fazy, ale te same uczucia i wkręty.
hej, czytalem wczesniej. ponownie odpalilem twoj topic.
mialem to samo. generalnie mialem to samo.
dwukrotnie w zyciu - raz jak mialem 14lat i sie upalilem, drugi raz w kwietniu br.
wtedy pojawila sie derealizacja i pozniej obwinianie sie, stany lekowe, depresja.
teraz to samo...
ale powiem ci jedno - zaakceptuj to, wybacz sobie, ze spieprzyles, bo innej drogi
nie ma. nie sprawdzaj sie czy jest ok czy nie. staraj sie o tym nie myslec - planuj,
czytaj ksiazki, zajmuj sie czyms, wyjdz do ludzi (nawet poczatkowo wbrew sobie).
glowa ma to do siebie, ze jesli sie jakiegos tematu nie uzywa za czesto (tematu
w sensie natretnych mysli np. "jak bylo przed paleniem?"), to zapomina sie o takich
przykrych epizodach... plus oczywiscie sport - jazda na rowerze, basen, bieganie.
to ze w zdrowym ciele zdrowy duch, to juz wiadomo od dawna ;)
ja np. przez ostatni tydzien skupialem sie na piszczeniu w uchu, a teraz nawet nie
potrafie sobie przypomniec jak to jest slyszec to piszczenie.
zobaczysz, w pewnym momencie przestanie cie to obchodzic, bo przestaniesz
sie tak na tym skupiac. jakbys mial wkretke na pogode, to caly czas bys sprawdzal
wilgotnosc powietrza, chmury, temperature i cisnienie i nonstop bys to sledzil.
ty sobie zrobiles wkretke na siebie (w sumie ja tez) i stad ten monitoring.
aha i wazna rzecz - nie czytaj nic na ten temat, nie szukaj informacji, nie zagladaj
na forum... nagle sie okaze, ze nie ma problemu. podobnie mialem z moja pierwsza
dziewczyna - przestalem o niej gadac, wyprowadzilem sie ze starego mieszkania
i zaczalem "zyc na nowo". pomysl o tym i trzym sie, bo bedzie dobrze. pozdro! :)
ale jakby co, to oczywiscie pisz. tylko jakby postaraj sie wyrwac z blednego kola.
niby wszystko się zgadza z tym co napisałeś ale nie do końca... bo nawet starając się o tym nie myśleć, po prostu czuje ze coś jest źle,i wtedy nie da się nie myśleć. Ogólnie to i tak jest dużo lepiej niż kiedyś. Teraz w domu czuję się w miarę luźno, na dworze gorzej, jednak to nie to co kiedyś, kiedy wychodziłem i czułem jakby mnie świat atakował czy coś, po prostu chciałem wrócić jak najszybciej do domu, najlepiej zasnąć i nie być w tym zjeb*** świecie. Dokucza mi jeszcze takie uczucie, że nie czuję "świeżości" umysłu, sposobu myślenia i postrzegania świata. Wszystko takie przymulowe, coś jakby mi się w głowie lekko kręciło.
Generalnie to co mi dolega aktualnie, można porównać do tego co mi dolegało dzień po paleniu, tylko wtedy minęło w paręnaście godzin a teraz się utrzymuje, sam już nie wiem co o tym myśleć hehe, w sierpniu mam wizytę u neurologo-psychiatry, może on coś więcej zdziała :)
ogólnie to jestem już strasznie tym wymęczony psychicznie, w końcu rok to dość chyba sporo, a jeszcze nie wiadomo ile przede mną, chciałbym w końcu pełną piersią odetchnąć :) często chce to zakończyć, ale boję się tego co jest po 2 stronie :P, zresztą powiedziałem, ze tego nie zrobię i tak też będzie : ))
btw. dziwne jest to uczucie, kiedy pewnego dnia świat staję się nie realny, jednak w miarę się kontaktuje o co biega, jednak z dnia na dzień jest coraz gorzej aż w końcu budzisz się w "obcym" świecie. Tak jakoś mi się przypomniało :)
hmm... jak dla mnie życie jest snem po śnie... po przebudzeniu się z jednego wchodzę w drugi, tylko ten jest zbiorowy... generalnie chodzi o to, że odczuwam przez to wszystko życie teraz jak coś, co zawsze było(nawet przed choroba) złudzeniem, że tak naprawdę wszystko jest iluzją, a obudzimy się z tego (może) w momencie śmierci czy coś... niech to się skończy :/
wątpliwości filozoficzne i brak odpowiedzi na podstawowe pytania na temat świata podkręcają to stan. nienawidzę tego. ludzie którzy wierzą w boga, lub cokolwiek mają łatwiej, 'wiedzą' na czym stoją. a ja jestem tak pełna wątpliwości i nic nie wiem, i przez jaranie czułam się tak totalnie odrealniona.. to forum dużo mi dało ponieważ choć dalej jestem zagubiona, wiem, że z pewnymi rzeczami nie jestem sama.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach