Witam.Mam 13 -letni staż palenia za sobą (mam 26 lat),praktycznie bez przerw..Mieszkam i pracuję w UK,nie mam tutaj przyjaciół,rodziny a dziewczyna po 8-śmiu latach dopiero mnie zostawiła bo staczam się w dół wg.Niej...Do tego wszystkiego piję podczas palenia,6 piw do snu to normalka..Torbę 2,5 grama jaram 1,5 dnia,nie paląc w dzień bo pracuję..tylko wieczorami...Leczę się psychiatrycznie,biorę Seroxat i mam za sobą epizod z lekami psychotropowymi po których robiłem rzeczy których do tej pory żałuję..(pod wpływem alkoholu połączonego z lekami + parę buchów..) Jestem wrakiem psychicznym,mam doświadczenia praktycznie ze wszystkimi narkotykami oprócz heroiny której całe szczęście nigdy nie próbowałem..Jestem outsiderem,w długach i bez perspektyw..Palenie i picie to jedyna rzecz dzięki której nie czuję się sam w domu...(wynajmuję pokój od obcej rodziny)Uchodzę za przystojnego i inteligentnego chłopaka,lecz nikt nie wie co się ze mną dzieję w środku ( kobietę którą kochałem,krzywdziłem swoim zachowaniem nie zdając sobie wtedy z tego sprawy,aż w końcu powiedziała dość! )Coraz częściej miewam myśli samobójcze,nie radzę sobie z tym wszystkim sam ( a przez picie i palenie tak właśnie zostałem..) Przez picie i palenie pozbyłem się WSZYSTKICH przyjaciół i kobiety,a moja sytuacja finansowa..czyli długi nie pozwala mi na szybką zmianę otoczenia czy powrót do PL czy zmianę kraju na Norwegię np..)Jestem na emigracji od 3 lat,i już chyba totalnie się zatraciłem..Nie wiem jakiego rodzaju pomocy oczekuję,przeczytałem sporo wątków na forum i postanowiłem sam coś napisać od siebie...Jeżeli ktokolwiek z Was myśli że może mi pomóc - piszcie śmiało proszę.Pozdrawiam
no to jak bedziesz palic dalej i pic to bedziesz tylko schodzil caly czas w dół,
istnieją bezpieczne środki przy pomocy których można odstawić zazywanie
subst. oduzajacych w sposob mało bolesny, ale to tez wymaga wyrzeczen
i wysilku - psychiatra - leki (zazwyczaj antydepresant + uspokajajacy), psycholog - terapia zarówno grupowa jak i indywidualna (pod nastawieniem efektow twojego cpania, ogolnorozwojowa i poprostu wspierająca).
nie ma sensu bys dalej sie w tym babrał bo juz teraz stoisz w miejscu
i predzej czy pozniej padniesz jak tego nie rzucisz - zrujnujesz sie psychicznie i finansowo,
a wielu odwroci sie od ciebie - moze nawet wszyscy, a wyrzuty sumienia beda coraz wieksze.
Witam.Dziękuję za cenne rady,z tym że mój problem polega na tym,że mam za sobą wizyty u psychiatry,ponadto pozostaje pod opieką środowiskowej pielęgniarki ds.zdrowia psychicznego,która skierowała mnie na terapie CBT ( kognitywno-behawioralną).Oprócz tego biorę codziennie najwyższą z dozwolonych dawek paroksetyny jako antydepresanta,i jak pisałem na uspokojenie przed podróżą czy egzaminem brałem Xanax a potem Oxazepam.Nie mam czego już tracić,bo tylko Rodzina w PL mi została,trochę późno się ogarnąłem.Dalej piję i palę,z tym że teraz już dlatego bo zajmuje sobie czas,wszystkie czynności które wykonuję ( tzn jeżdzę na rowerze,chodzę na siłownię i basen,gram i buszuje po internecie,czytam książki ) robię najarany.Jak siedzę w domu,dochodzą do tego browary,bo wódki nie pije po złych doświadczeniach w zeszłym roku,kiedy piłem ją i brałem leki jednocześnie..Mam naprawdę duże doświadczenie z używkami,zarówno pod względem łączenia,dawkowania jak i czasu przez jaki je brałem,tylko co z tego,że jak komuś mówię czy opisuję co wiem,co przeżyłem itp to nie bardzo chcą mi wierzyć..i nie chodzi tu o bajkopisanie,tylko o to co mówię z własnego doświadczenia a to jak się prezentuję,wyglądam czy wysławiam po prostu.Czytałem ostatnio o Wysoko Funkcjonujących Alkoholikach.spotkał się ktoś z Was z tym terminem?Wydaje mi się
że można ten termin do mnie odnieść w jakimś stopniu,tylko że więcej mimo wszystko ćpam niż pije.Do tego jestem towarzyską osobą,jazdy wynikające z fobii społecznej mam,ale walcze z nimi jak mogę ( lekami i autosugestią ),aa nie napisałem że do tego wszystkiego mam obustronny niedosłuch i noszę dwa aparaty słuchowe..Nie będe sie rozpisywał dalej 'jaki to ja nie jestem',tylko podzielę się z Wami spostrzeżeniem,że niezmiernie ciężko jest udowodnić otoczeniu,że mam problem - albo inaczej,że mam problem to wszyscy wiedzą,Ci co mnie zostawili samego we własnym sosie jak ktoś z Nich określił to kiedyś,chodzi o to że nikt nie jest do końca przekonany że tak naprawdę potrzebuję pomocy..raczej że jazdy sobie wkręcam..I tak od 13 lat prawie..pozdrawiam
Czy ktoś z Was ma taką samą albo podobną sytuację do mnie? Chętnie bym się dowiedział jak sobie z tym radzicie..może wysunę jakieś wnioski dla siebie? pozdrawiam
Chyba powinienem troszkę sprecyzować o co dokładniej się pytam i dlaczego wołam POMOCY!
Chodzi mi o sytuację,kiedy mimo brania narkotyków ( obecnie tylko ciągłe palenie ) i picia kratki browaru tygodniowo,wykonuję codzienne normalne czynności,oczywiście znajomi się ode mnie odwrócili i kobieta mnie zostawiła,mam długi i ogólnie nie jestem szczęśliwy.Funkcjonuję normalnie,tzn nie zawalam wizyt,dbam o swoje interesy jeśli chodzi o zasiłki czy pomoc w sprawie słuchu ( niedosłyszę jak pisałem ).W pracy awansuję,jestem postrzegany jako osoba zaradna i umiejąca odnaleźć się w trudnej sytuacji zachowując zimną krew ( kierowałem kiedyś grupą 7-miu ludzi przez 1,5 roku..) ale to wszystko jest takie 'na pokaz'.Z 13 lat zabawy ze wszystkim,wyliczyłem 8..w ciągu których nie miałem momentu przerwy..Oczywiście mam objawy zniechęcenia,wahania nastrojów i uczucia pustki w głowie.
Ale zawsze znajduje jakiś sposób żeby zadziałać jak normalny człowiek w stresującej czy wymagającej od nas myślenia sytuacji.Może nie zachowuję się do końca normalnie ( mam fobię społeczną) czyli pocę się,czerwienię się,gubię myśli albo cokolwiek,ale zawsze dopnę swego.Mam plany,ambicje - realizuję je naprawdę powoli,aczkolwiek staram się nauczyć angielskiego migowego i zaliczyć BSL level 1 które uprawni mnie do opiekowania się głuchoniemymi ( 7-15 funtów za godzinę! ) Tylko po co to robię?Dla polepszenia sobie życia,ale nie jego jakości tylko raczej komfortu ( nowa plazma,konsola,drogi pecet) i robie to wszystko z myślą o tym że będę dalej palił i pił ( chociaż picie zaczyna mi doskwierać,bo kiedy przyjeżdzałem do UK wypijałem 3 tyskie i bylem podcięty,a teraz wypijam 7 tyskich i jestem trochę najebany..) Co mnie rujnuje finansowo,nie wspominając o cenach zielska tutaj za granicą..Myślę że nauczyłem się żyć z paleniem,tzn traktuję to jak papierosy.Trzeba zapalić i już.Zdobyć kasę,zarobić,wypracować i móc sobie pozwolić na kupno.I nie dopuszczam do siebie myśli że mogę nie mieć palenia na noc,albo paru browarków do tego,z paleniem czy bez..Zrobię wszystko żeby każdy wieczór zakończyć upaleniem i upiciem...To jest mój problem,cały dzień pracuję,funkcjonuję normalnie,żeby zasnąc napierdolony..Czy ktoś ma tak samo albo podobnie? pozdrawiam
Witaj,
Pytasz czy ktoś ma tak jak ty. Myślę, że większość na tym forum ma podobnie. Jaranie to taki narkotyk, nie sprowadzi Cię do parteru jak hera gdzie po paru latach brania lądujesz na dworcu jak śmieć. Marihuana powoli, bardzo powoli zabiera Ci duszę. Dla większości ludzi którzy z tobą współżyją czy to w pracy czy w szkole jesteś z pozoru normalny, może troche zamulony, troche nieśmiały ale wiele osób jest takimi z natury, bez jarania. Najgorsze jest to, że ty wiesz, że w środku jesteś wrakiem, bez uczuć, bez ludzkich odruchów. A to co osiągasz ( sukcesy w pracy, w szkole etc) to jest tylko po to by móc jarać w komforcie, by zaspokoić resztki twojego Ja i wmówić sobie, że wszystko jest w porządku. No bo przecież mam pracę, samochód, mieszkanie, plazmę itp. Ja też radzę sobie całkiem nieźle w swoim otoczeniu, nie narzekam. Ale podstawowym pytaniem jest czy którakolwiek z tych rzeczy sprawia Ci prawdziwą radość. Pamiętasz kiedy ostatnio czułeś się naprawdę szczęśliwy tak jak to było gdy nie jarałeś. Dla mnie to był ten moment. Gdy widziałem innych ludzi, nie jarających, którzy cieszyli się z naprawdę prozaicznych spraw, jak spotkanie z rodziną, uśmiech dziecka, sukces w pracy. Zadałem sobie pytanie kiedy ja byłem tak po prostu szczęśliwy?. Myślę, że dla Ciebie też nadszedł ten czas, wiesz o tym, dlatego jesteś na tym forum. Musisz podjąć walkę. Powiem Ci szczerze, że czeka Cię najgorszy okres w twoim życiu. wielu zaproponuje terapie, myślę, że jest to dobry sposób. Chociaż sam nie spróbowałem, ale ja próbuję już rzucić jakieś pięć lat. Pięć lat walki, gdybym wiedział wcześniej jak to jest trudna droga pewnie zdecydowałbym się na terapie. W tym momencie nie palę już ponad trzy miesiące i powiem Ci, że jest kurewsko ciężko. Doły, depresja, lęki, zmęczenie, huśtawki nastroju itp. Wiem jednak, że wyjdę z tej walki zwycięsko bo mam już dosyć życia w tej jebanej pustce. Jeśli chcesz rzucić musisz całe swoje życie przez najbliższe pół roku rok temu podporządkować. Walcz o siebie, nie daj się, trzymam kciuki i pisz jak leci.
"Tylko po co to robię?Dla polepszenia sobie życia,ale nie jego jakości tylko raczej komfortu i robie to wszystko z myślą o tym że będę dalej palił Myślę że nauczyłem się żyć z paleniem,tzn traktuję to jak papierosy.Trzeba zapalić i już.Zdobyć kasę,zarobić,wypracować i móc sobie pozwolić na kupno.I nie dopuszczam do siebie myśli że mogę nie mieć palenia na noc...Zrobię wszystko żeby każdy wieczór zakończyć upaleniem...To jest mój problem,cały dzień pracuję,funkcjonuję normalnie,żeby zasnąc napierdolony..Czy ktoś ma tak samo albo podobnie?"
Mój mąż ma chyba podobnie, też ma jakieś plany i niby ambicje ale właśnie przede wszystkim po to, żeby poprawić sobie komfort palenia - to jest jego główny cel.
Pali od rana do wieczora, ma ten komfort, że ma swoją firmę, więc nie ma tu stresów poza finansowymi. Bo palenie kosztuje i czasem jest tak, że brakuje na opłacenie rachunków.
Gdyby nie jego palenie to żylibyśmy całkiem nieźle, a takto ja muszę korzystać z zasiłków, z pomocy państwa :/ Jesteśmy przez jego nałóg rodziną ubogą :/
Witam.Masz rację Dexter,dawno nie pamiętam kiedy cieszyłem się z czegoś 'na trzeźwo'.Dzisiaj pierwszy dzień nie palę,powstrzymałem się również od kupienia browarów,którymi zabijałem ciśnienie do tej pory ( tak często że momentami wolałbym się napić nawet niż zapalić heh ) Jak narazie to tylko godziny mi się dłużą,nie pamiętam żeby 24 godziny trwały tak długo jak dzisiaj.Nic mnie nie cieszy,nie chce mi sie jesć,rozmawiać - najchętniej poszedłbym spać.ale nie dość że nie jestem senny to wiem że czeka mnie bezsenna noc i przepocone prześcieradło rano..Wyciągnęłem z Twojego postu parę wniosków Dexterze,i wiem że to będzie najgorsze pół roku w moim życiu..Będę na bieżąco pisać jak mi idzie,pierwszy krok wykonałem ( fifki i bongosy poleciały do śmieci,wszystkie puste samarki również) A co do Twojej wypowiedzi Violetto,to wcale się nie żalisz,tylko dzielisz problemem ( jak My wszyscy tutaj ).Po sobie wiem że dla kobiety,życie z palaczem jest wyzwaniem i ciągiem kłopotów ( jak On nie ma czego zapalić,albo przychodzi płacić rachunki..)Sam dopiero po 8-smiu latach związku,straciłem kobietę o którą nie umiałem dbać.Zawsze byłem przeciwnikiem drastycznych kroków i postanowień,za to po rozstaniu wiem,że zabrakło mi czegoś co by mnie otrząsneło,uświadomiło że krzywdzę moją kobietę swoim zachowaniem..Może Twój mąż również potrzebuje czegoś co go obudzi z letargu? Ja niestety otrząsnęłem się dopiero po tym jak odwrócili się ode mnie wszyscy,nie życzę tego nikomu.Za to staram się rzucić palenie bogatszy o przykre doświadczenia,których będę wiedział jak uniknąć w przyszłości.Pozdrawiam i też piszcie co tam u Was.
Poległem...tzn nie zapaliłem ale wypiłem wino i poszedłem po 4 piwa...zaraz zacznę sie zastanawiać czy ja mam problem z ziołem czy z alkoholem? Albo raczej ze potrzebuje czegokolwiek co zmieni moją swiadomosc przed snem...
Witam.2-gi dzień nie palę,upiłem sie wczoraj wieczorem ale dzisiaj już tego nie zrobię!Czuję się fatalnie,zadzwoniłem do pracy że nie przyjdę bo jestem chory.Dzieje sie ze mną cos niedobrego,pocą mi sie dłonie,trzęsę się,mam poczucie oderwania od rzeczywistości,wiem że w pewnej mierze to skutek kaca,ale tak sie nie czuję na kacu nigdy.Zresztą nie chce pic,bo jak jestem pod wpływem to mam ochote sie zabic i ogarnia mnie totalny dół.Na trzeźwo to tylko zobojętnienie i caly szczęsliwy zestaw objawów psychosomatycznych..W głowie mam totalny mętlik i nie wiem o co chodzi wkoło.Jestem głodny ale nie mam ochoty niczego sobie przygotować,chce mi się spać ale jak się położe to nie zasnę,itp itd.KOSZMAR! A to dopiero 2-gi dzień,do tego pierwszy na trzeźwo zupełnie będzie..Mam nadzieję ze jutro bede w stanie isc do pracy,bo wlasnie są zwolnienia w firmie...
Witam.Dzisiaj ide do pracy,czuję sie fatalnie od rana..ale praca zajmie mi czas przynajmniej.Narazie nie mam doła żadnego specjalnego,raczej zobojętnienie na wszystko i jakąś iskierkę nadziei na przyszłość..dzieki za trzymanie kciuków..pozdrawiam
Dzieki za trzymanie kciuków wszystkim zmagającym się z nałogami..Nie jaram zielska i nie tykam alkoholu od czasu pierwszego zostawionego postu tutaj.Ja dalej walczę,nie będe pisać sam do siebie,więc życzę Wam wszystkim wytrwałości i jak najszybszych powrotów do rzeczywistości.Pozdrawiam
Super, że się trzymasz, pierwszy krok za tobą. Pamiętaj choćby nie wiem co się działo nie daj się skusić nawet na małego buszka, ulga przyjdzie tylko na chwile a później zjazd w dół i cała zabawa od początku. Powodzenia, pisz jak Ci leci.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach