mysle AmneziaHaze ze jestes blisko sedna w tym, co piszesz
jesli mam byc trzezwy i nieszczesliwy no to faktycznie bez sensu - to juz lepiej palic i miec choc chwile przyjemne - ja zachecam do pracy nad soba, by nie palic i byc szczesliwym - to sie da osiagnac
uzaleznienie to sprawa czegos, co dzieje sie nam w glowie - nie tyle chodzi o chemiczny wplyw substancji - bardziej o nawyk regulowania uczuc (to jeden z najwazniejszych mechanizmow uzaleznienia)
jesli nauczylem sie regulowac swoj nastroj chemia (alko, dragi), to podjecie abstynencji bez pracy nad soba w terapii jest sporym ciezarem - bo jesli odstawilem lek, ktory wprawdzie mial skutki uboczne, ale koil moje nerwy, to samopoczucie sie oczywiscie pogarsza
w terapii nie tyle chodzi o abstynencje, ile o takie poukladanie sobie zycia, by byc szczesliwym, realizowac swoje cele, nad emocjami nauczyc sie panowac, znosic trudnosci bez uciekania od nich, pokonywac kolejne problemy itd.
jesli pozwalam, by ludzie palili w moim domu - to uruchamiam w swojej glowie stare wyprobowane mechanizmy (jakby koleiny w glowie, w ktore latwo sie wpada po latach torowania) - wtedy latwiej jest pamietac o plusach palenia, niz o minusach - i czlowiek sam sobie funduje rozdraznienie: inni pala, a ja nie - po co ja sie tak mecze?
czyli podsumowujac: mozna byc uzaleznionym utrzymujac abstynencje - a nie chodzi o jakas probe woli, wysilek charakteru - moze na poczatku tak, ale jak szybko za tym nie pojdzie samorozwoj (a tym wlasnie zajmuje sie czlowiek zaczynajac terapie wlasna), to sie pomalu przestaje widziec sens w trzezwosci - dobrze wtedy zatrzymac sie i przypomniec: wlasciwie dlaczego przestalem palic? jakie klopoty sprawily, ze postanowilem cos zmienic? takie zatrzymanie sie sprawia, ze odzyskujemy pełną pamieć (czyli: nie pamiętamy tylko korzyści z palenia, ale przypominamy sobie i straty, ktore mielismy)
koncze sie wymadrzac :) napisze tylko jeszcze raz dla podkreslenia, ze terapia bardzo pomaga w tym, by abstynencje przeksztalcic w trzezwe zycie - bo to nie to samo - namowilem kilka osob z ponad roczna abstynencja do podjecia terapii i byly b. zadowolone z tej decyzji - celem terapii nie jest sucha abstynencja, ale przede wszystkim poukladanie sobie zycia tak, by zyc zgodnie z soba i realizowac sie, by miec wewnetrzny spokoj mimo trudnosci, by... no wlasnie :) by byc szczesliwszym czlowiekiem - bo chyba o to kazdemu z nas chodzi :)
Każdy dąży do bycia szczęśliwym. Prawda. Ale problem zaczyna się gdy właśnie jaranie daje to szczęście. U mnie tak właśnie jest. Mam strasznie pochrzanione życie, a poukładanie tego jest niemozliwe. Za dużo czasu minęło. ;( Teraz jedynym szczęściem jakie mi zostało to palenie. Choć na chwile zapominam o reszcie.
Najgorsze jest to, że z jednej strony chce to rzucić, a z drugiej nie. Podoba mi się ten stan. Lubie to. Przerwy trwają maksymalnie 2 tygodnie. Może miesiąc. Potem znowy. I tak w kółko. Już 2 rok.
"czyli czasami można sobie zajarać ? chyba nie o to Ci chodziło."
Zgadza sie, nie o to :) Raczej o to ze abstynencja nie jest celem sama w sobie. Zreszta sam to potwierdzasz, skoro piszesz ze wprawdzie nie palisz, ale fajnie Ci nie jest. To ze sie przestalo palic to dobry poczatek - ale bez dalszego rozwoju to faktycznie moze byc meczarnia. Dlatego dobry pomysl to postawic na samorozwoj.
"Każdy dąży do bycia szczęśliwym. Prawda. Ale problem zaczyna się gdy właśnie jaranie daje to szczęście."
Dokladnie. Jednak ja wierze, ze mozna sie podniesc z najglebszego rynsztoka. Znam ludzi, ktorzy ogarneli sie z bezdomnosci, heroiny... Wiem, ze jak czlowiek ma czarne okulary, to wydaje mu sie to niemozliwe. A palenie to znieczlulenie, nie sprawia ze zycie sie zmienia na lepsze. Jasne, moze dawac chwlowa ulge, ale nie spotkalem jeszcze szczesliwego palacza (moze poza poczatkujacymi, na etapie palenia okazjonalnego).
Może na początek, Siemka wszystkim, ostatni raz tu byłam 5 lat temu.
Od tamtej pory wiele sie zmieniło, na gorsze. Nie plae juz ale to nie ma znaczenia, moja głowa albo jest chora albo wpakowałam sie w niezłe gówno na wlasne zyczenie. Jest żle, bo mimo ze nie pale od roku, prócz paru okazjonalnych momentów, nie pale. Przypuszczam ze osmieszam sie znow szukajac pomocy w internecie ale gdzies cos musze powiedziec sama zwariuje albo juz zwariowałam.
Może zaczne tak..
2 lata temu podobno bestjalsko porzucilam swojego chłopaka o którym pisałam w pierwszych postach a z którym uzalezniona bylam od mariuhany 7 lat. Pisze podobno bo w zaledwie miesiac od zerwania z nim pocieszylam sie jakims poparancem z internetu i tak zaczal sie horror. Od tego momentu nie plae 3 miesiace po czym na rok jeszzce wracama do palenia. Poczekajcie na sedno sprawy wtedy bedzie mozna popadac z foteli ze smiechu badz litosci.
Moze i fakt zachowalam sie jak swinia rzucajac mojego faceta dla kogos innego fakt, ale nie układało nam sie od dawna, wrecz bylo tragicznie, rekoczyny, awanutry i za wszystko odpowiedzialna byłam ja. Próbwałam ratowac ten zwiazek ale w trojkocie z marihuana nie bylo to mozliwe. Po czym poznałam popapranca z netu z czego wynikła moja schiza która trwa do dzis.
Wystraszyłam sie ze ten facet szpieguje mnie przez neta, wkrada mi sie na kompa konatkyuje sie zmoim byłym facetem i razem odseprowywuja mnie od znajomych i spoleczenstwa w miescie. Dodam ze moj facet byly zalozyl az 3 anonimowe konta na nk, facebook-u i twierdzil ze zniszczy mi zycie za to ze go zostawilam porzucilam i zniszcylam zycie. Były facet ten z pierwszych postów. Bo po nim byłma z popaprancem tylko poł roku z czego 5 miesiecy byl to kontak na odleglosc w realu widzielismy sie 3 tygodnie. Znajmosc ta zakonczylam po czym juz mialam wrazenie ze podsluch mam nawet w telefonie. Uwaga po tej akcjo wracam do plaenia mariuhany na pare miesiecy i zycje w przkonaniu ze wszyscy mnie przesladuja, oszukuja i chca mi narobic przykrosci. Trafiam do psychiatry na jednorazowa wizyte dostaje leki na schizofremie gdy opowiadam ze pozanny faceta przez neta szpeiguje mnie przez telefon, komórke i nastawia potajemnie moich znjaomych przeciwko mnie.
W tym samym czasie poznajego mojego nowego i obecnego chłopaka z którym wydaje mi sie ze swiat w koncu sie do mnie usmiecha, rzucam definitywnie palenie a po 2 miesiacach rzucam leki na schizofrenie depresje twierdzac do rodzicow ze juz ze mna wszystko oki.
Mija rok. Dokładnie to wszystko zaczelo sie rok temu.
Dzis...
Jako ze to małe maisto w którym zyje kazdy kazdego zna ja po parunastu tygodniach zwiazku zaczynam oskarzac mojego partnera, jego znajmoych o konspiracje z moim byłym ze wszysycy w kolo szydza z amoimi plecami a moj obecny partner jest tylko ze mna dla skesu i wygody...I tak kutwa kazdy dzien...
Nie ufam nikomu, wszedzie dopatruje sie spisku a najbardzej w tym ze moj obecny chlopak rozpowiada naszemu najblizszemu otoczeniu wszusyko o mnie, co robi, kim jestem, jak sie zachowuje w domu, kiedy jem, co mowie o kim a pozniej spotykajac te osoby na ulicy czytajac wpisy na fejsie odnosze wrazenie ze szydza ze mnie i daja mi do zrozumienia ze wszystkoo mnie wiedza i maja swietna zabawe z tego tytułu...
jestem juz załamana rano wstaje i najchwetniej poszłabym dalej spac niech mi sie snia bzdury wazne ze to sen i wiem na pewno ze to absur niz codziennie mierzyc sie z rzeczywstoscią , której komletnie nie ufam... Nie mam zkim o tym pogadac moje stare przyjaciolkikompletnie mnie nie sluchaja nie interesuje ich moje zycie i moje problemy, przypuszczam ze onerowniez dobrze obrabiaja mi ty...ek. Juz sama nie wiem czy mam paranoje czy faktycznie wszysycy jakos sie przeciwko mnie przeciwstawili, a głownym prowodyrem jest moj chlopak, ktory rozprowadza jako piwerszy o mnie wszystko co mowie przy nim i co robie a pozniej ludzie snuja mi jakeis alzuje...a snuja...Mysle sobie pojde do psychiatry ale jak on ma mi udowodnic ze ja mam tylko paranoje bo wolalabym miec tylko paranoje niz by okazalo sie ze mam racje..ze cos jest na rzeczy...opisałabym dokładniej kiedy jakie teksty leciały aluzyjnie posrednio w moja osobe, moze taki jeden przykład:
nie plae od roku dziewn w dzien ale pare razy zdrarzylo mi sie zapalic. no i akurat byl ten dzien, do mnie i do mieszkanaia mojego partnera przyszli znajomi a ze lezałam upalona w małym pokoiku nie chciałam sie im taka pokazywac, uslyszalam jak sie pytaja partnera co jest ze mna a on na to ze jestem chora po czym zaczeli sie smiac po cichu wkurzona wyszlam z pokoiku a oni mieli miny nom glupio im byl ale za chwile kolezanka stwierdzila z emoj partner uzywajac jego iminia nigdy nie wyrosnie z kobiet, nie zapomnie wzroku mojego partnera który patrzyl na mnie i czekal jka ja zaregauje co powiem, wzrok byl czekajacy, kpiący i pewny siebie, na drugio dzien mi powiedzial ze cos mi sie ubzduralo ze tak bylo przeciez byłas najarana...
tak jest do dzis, ja cos widze słysze a on zaprzecza...mowie ze widze cos czego nie ma, ale mowi to z taka kpiąca tonacje w glosie..
czytalam juz o paranoicha jakis tam schizofreniach po mariuhuanie, czy to mogloby byc to?
czy uproczywie szukam usprawidliwienia na to ze cale otoczenie w okół mnie wiecznie sie nade mnie znęca w bialych rekawiczkach zacierajac sprawnie dowody tego...mial ktos podobnie?
o jej, sie opsiałam...
W sumie, z takim zapytaniem to ja sie powinnam udac do psychiatry, czy mam jakies paranoje czy nie.. juz wczoraj rano wstajac i mówiąc sobie w myslach "kutwa nie mam sily juz tak zyc, nie chce wstawac kolejny dzien a ja juz placze od rana bo czuje sie okropnie sama i pogubiona w tym wszystkim" i juz myslalam ze pojde dzis zapiac sie do psychiatry,.. a pozniej .. zwyczajnie tego nie zrobilam, dlaczego? nie che o tym mowic... albo bez sensu o tym mowic..
paliłam 7 lat, z przerwą na 3 miesiące pozniej znow przez pare miesięcy az do poznania mojego obecnego partnera.. w ciagu tego roku palilam doskownie kilka razy moze z 10...
i palic juz nie chce
uswiadomilam sobie jaka to mi krzywde zrobilo ale tak na prawde udalo mi sie wyjsc z nalogu bo sie zakocvhałam "na zabój" chyba w dosownym tego slowa znaczeniue nie wiem..
i tak nałog jak reka odjął, zobaczylam swiat na trzezwo, zobaczylam siebie po wileu latach na trzezwo i to bylo fascynujace,
na poczatku bylam w szoku, ze moge to zrobic ze sie udalo, bo jeszzce 2 lata wczesniej myslałam ze to nie mozliwe, ale nie oszukujac gdyby nie motywacja zakochania sie pewnie by mi sie za chiny ludowe nie udało
i czlowiek myslal ze to koniec problemow a tu prosze
problemy narastaja kazdego dnia
wiem jak trudno rzucic palenie wiem co myslalam gdy robilam to dzien w dzien ze to nie mozliwe a pojawila sie osoba na mojej drodze dla której udalo mi sie to zrobic..
i co z tego, jak dzis sie kompletnie nie umiem odnalesc.. nie wiem co jest parwda co kłamstwem, kim jestem, jaka jestem, nastroj sie zmienia z minuty na minute i taka pustka ze nie wiem co dalej ze swoim zyciem zrobic...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach