Uzależnienia - Forum - Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
To co u wszystkich
Autor Wiadomość
felka

Wysłany: 20-05-2010   To co u wszystkich [Cytuj]

Zakładam nowy temat, chociaż moja historia jest podobna jak większości kobiet tutaj. Mój partner życiowy pali. Jesteśmy ze sobą trzy lata. Mój poprzedni 6 letni związek też był z jaraczem, nie palił 4 lata pomiędzy, potem znowu zaczął, ja zaczęłam z nim i wiedziałam, że jak ja znowu zacznę to koniec z nami, przestało mi zależeć. Poznałam mojego obecnego, zakochałam się jak cholera, w sumie to nie wiedziałam, że jara w takich ilościach. Wcześniej mówił, że pali czasami, myślałam że czasami to jest raz, czy dwa razy w miesiącu. Powiedziałam, że nie chcę tego, że właśnie przestałam, mam dosyć tych klimatów, narkomańskiej budy w domu, kolesi jaraczy i wiader na środku pokoju. Obiecał, że żadnych wiader nie będzie. No i w sumie tylko to się zgadza. Wyjechałam do niego za granicę i pierwsze co zobaczyłam to jakieś bletki, fajki i fifki na stole i zrobił mi wycieczkę do Holandii. Byłam wściekła, po raz kolejny powiedziałam, że nie chce tego, że chcę się od tego syfu uwolnić. Powiedział, że przeprasza i że to się więcej nie powtórzy. Opowiadał mi różne historie na początku, że chce mieć dom, chce mieć ze mną dzieci, że nigdy nie miał prawdziwej rodziny i chciałby ze mną mieć....a jednocześnie wstawał w nocy i szedł do kuchni jarać, całymi dniami siedział w fotelu i jarał, jak ja byłam wściekła to się dziwił o co mi chodzi, i że to ja mam problem z jego jaraniem, a nie on, że właściwie to o co chodzi, nie robi awantur i czego ja chce, przecież on tylko pali sobie. Byłam cholernie zakochana i cholernie mnie to bolało. Po dwóch latach jakoś zobojętniałam trochę i przestałam robić non stop awantury o to, teraz jest tak, że jara od rana zaraz po przebudzeniu jak wychodzę do pracy. Mi już jest wiele rzeczy obojętne. Przy ostatniej jego intensywnej fazie wyprowadziłam się na kilka tygodni.Całe święta wie Nawet nie zauważył za bardzo, więc wróciłam bo cholernie tęskniłam. Ostatnie święta wielkanocne przejarał twierdząc, że nie chce mnie widzieć. Ostatnio niby z jednej strony zaczynam stawać na nogi i myśleć o sobie, dzisiaj z kolei mam taki dzień że nic mnie nie cieszy. Przedwczoraj byłam pierwszy raz na grupie dla współuzależnionych i wychodzących z uzależnienia. Dzisiaj z kolei nie chce mi się żyć za bardzo. Za tydzień kolejne spotkanie.
 
 
Ning

Wysłany: 21-05-2010    [Cytuj]

Manipulacja- typowe. Jedno zdanie: MYŚL O SOBIE. Skoro zaczęło być Ci to obojętne to naprawde dobry moment, żeby zająć się sobą. Nie mówię, że masz z nim skończyć, ale jeśli w Twoim życiu nie ma miesca na narkotyki, on (chcąc mieć z Tobą rodzinę i dozgonne życie) powinien to pierwsze to uszanować, po drugie przestać palić. Jeśli nie potafi, a co gorsze jeśli nawet o tym nie myśli to... coś nie tak.
 
 
Violeta

Wysłany: 22-05-2010    [Cytuj]

Kurde, Felka - jakbym czytała o sobie :/
U mnie jest taka różnica, że dosyć szybko zaszłam z nim w ciążę i wpakowałam się w małżeństwo...
Chodzę na terapię dla współuzależnionych, już kończę. Ty też chodź, to dużo daje. Wiele się dowiedziałam o mechanizmach współuzależnienia i wiele się dowiedziałam o sobie...

Skąd jesteś?
Pozdrawiam
 
 
Violeta

Wysłany: 24-05-2010    [Cytuj]

"jak ja byłam wściekła to się dziwił o co mi chodzi, i że to ja mam problem z jego jaraniem, a nie on, że właściwie to o co chodzi, nie robi awantur i czego ja chce, przecież on tylko pali sobie"

Identyczny tekst od mojego męża parę razy słyszałam... Niesamowite...
 
 
felka

Wysłany: 29-06-2010    [Cytuj]

Violeta, pytasz skąd jestem. Obecnie w Niemczech.

Byłam na kilku spotkaniach dla uzależnionych i członków rodzin, z tym że bardziej alkoholowych, bo to akurat znalazłam, a mechanizmy uzależnienia są w sumie takie same. Wszyscy mówią, że muszę stawiać granice, odciąć się i myśleć o sobie, ale to do cholery nie jest takie proste. Mam wrażenie, że w sumie i tak mnie nie rozumieją. Kilka razy próbowałam się wynieść, ale zawsze wracam, chociaż wiem że jemu kompletnie nie zależy. Jestem od trzech lat z facetem, który mnie nie kocha, z tym, że ja siedzę po uszy. Ostatnio on twierdzi, że między nami w ogóle nie ma żadnej relacji i jak zwykle ta sama śpiewka, że nic nie wnoszę do tego związku, że nie stwarzam mu domu, w którym może czuć się bezpiecznie(w domyśle chyba palić). W dodatku wiem, że nawet jak odejdę nie zrobi to na nim żadnego wrażenia i nawet nie zauważy za bardzo, a może i będzie się cieszył że wreszcie ma spokój i nikt mu nie marudzi. Wiem, że w tej relacji jest kompletnie zachwiana równowaga i pozwalam sobie wchodzić na głowę za kilka momentów kiedy łudzę się że jest dobrze i że kiedyś wrócimy do Polski i będzie normalnie, będzie mnie kochał i będziemy mieli dzieci i będziemy dla niego ważni. Chociaż z drugiej strony wiem że chyba okłamuję sama siebie i wierzę w jakąś bajkę.
 
 
crayzee

Wysłany: 06-07-2010    [Cytuj]

Ja postawilam granice powiedzialam mojemu partnerowi ze to konice ze nie potrafie tak zyc.

wiele dowiedzialam sie tu na formu o mechanizmach zachowniach osob uzaleznionych oczy mi sie szeroko otwarly...

Dzis go zapytalam co on o tym wszytkim sadzi:

A on na to :

Ubzduralam sobie ze jego palenie jest odpowiedzialne za to ze mi nie daje kwiatow ze moze malo sie stara ale przeciez mnie kocha i jest gotowy rzucic palenie dla mnie !!!

Bo przeciez jego palenie w niczy nie przeszkadza jest fajniejszym czlowiekime jak sobie zapali, wyluzowanym spokojnym ...

Mialam chwile zwatpienia - moze faktycznie ja sobie wymyslam - ale za chwile moja intuicaj mi podpowiedziala - spierdzielaj mala bo on nic nie rozumie..

Oskarzenia - ze to ja jestem egoistka ( Kazalam mu sie wyprowadzic z domu jak najszybciej ) bo on nawet nie ma czasu na to zeby znales sobie mieszkanie i ze nie ma kasy ...

A co mnie to obchodzi !!!! czy jego obchodza moje uczucia ??? czy jego obchodzi to w jaki sposob mnie niszczy ? NIE

Wiec dla czego ja mam myslec o nim ..

Moj terapeuta powiedzia mi wczoraj ze powinnam sie trzymac konsekwentnie decyzji podjetej jest strasznie trudno bo go kocham.
Powiedzialm mu ze jezeli miesiac wytrzyma to mozemy sie zaczac spotykac - nie wiem czy to jest dobry pomysl nie wiem czy powinnam wogole zostawiac uchylone drzwi ...

Bo przeciez zasluguje na to by ktos mnie kochal szanowal... Kogos wartosciowego a nie ciagle otumanionego oparami ..


Juz wiem ze moj partner nic nie rozumie ale ja nie chce go uswiadamiac .. bo po co zeby mogl w razie niepowodzenia na mnie wine zwalic ??
 
 
felka

Wysłany: 14-07-2010    [Cytuj]

Na początku miałam problem odróżnić co w zachowaniu mojego co pochodzi z uzależnienia, co jest cechą charakteru, co jest wynikiem kłopotów zdrowotnych, ale jak tak czytam to forum to właściwie wszyscy partnerzy(o ile uzależnionego można nazwać partnerem) kobiet tu piszących zachowują się niemal identycznie.
"Bo przeciez jego palenie w niczy nie przeszkadza jest fajniejszym czlowiekime jak sobie zapali, wyluzowanym spokojnym ..."
nawet ich teksty są identyczne, mój tak samo na początku naszego związku oznajmił mi że musi palić bo inaczej jest strasznym chu...em, jest cholerykiem i ma napady agresji, albo że marihuana działa u niego antydepresyjnie i wymyślił sobie taki sposób regulacji nastroju i jest wtedy milszy dla ludzi, bardziej uśmiechnięty itd.
Więc tak się zastanawiam czy ogólnie zachowanie osób zjaranych jest aż tak zdominowane i uwarunkowane substancją że ludzie mają nawet teksty te same....czy w głowie pozostaje coś jeszcze oprócz liści....
Tzn. mój np. z logicznym matematycznym rozumowaniem nie ma problemów, ale z kolei jeśli chodzi o emocje to twierdzi że to są programy i że wszelkie emocje należy kontrolować przez rozum, tzn. ogólnie ma niezbyt pozytywne zdanie o emocjach i ich roli i raczej sferę emocjonalną uważa za mocno podejrzaną i szkodliwą. Właściwie mimo trzech lat spędzonych razem emocjonalnie jest on dla mnie kompletnie nieczytelny. Nie wiem jak jest z wami? Ja rozpoznaje u niego tylko złość i agresje, czasami w momentach kiedy cały dzień nie palił, po całym totalnie agresywnie nabuzowanym dniu wieczorem pojawiał się smutek. Ale ogólnie ta sprzeczność reakcji,trudność w odczytaniu sygnałów bo jak traktować człowieka, który utrzymuje że jest w głębokiej depresji, skrajnej życiowej sytuacji, który siedzi jak gdyby nigdy nic i śmieje się od ucha do ucha. Ten przyklejony grymas to chyba coś co najbardziej doprowadzało mnie do szału.
 
 
felka

Wysłany: 15-07-2010    [Cytuj]

Inna problematyczna kwestia-koncepcja uzależnienia-podejście do problemu. Spotkałam się w różnych opracowaniach i materiałach z poradni z takim wyjaśnieniem: uzależnienie to choroba, tak jak rak, alzheimer, zapalenie płuc czy cokolwiek innego i nie należy być wściekłym na uzależnionego partnera, z powodu zachowania które jest wynikiem nadużywania. Czy gdyby partner był chory na raka i przez to złośliwy to też bylibyśmy na niego wściekli?Przedstawiano to jako sposób ochrony siebie przed skutkami życia z osobą uzależnioną, że wszystkiemu winna jest choroba i współuzależniona osoba nie powinna ani obwiniać siebie o nałóg partnera i mieć z tego powodu poczucia winy że znowu zapalił bo to jest choroba, ani nie powinno się być wściekłym że ktoś znowu zapalił. Zaczęłam próbować rozumować w ten sposób i rzeczywiście przestałam być tak wściekła na siebie że on pali. Ale z drugiej strony pozostaje problem odpowiedzialności za dane zachowania. Czy można uznać że wszystko jest wynikiem choroby, brak szacunku dla mnie, nieliczenie się z moimi potrzebami, ubliżanie, przeinaczanie faktów????Po lekturze tego forum zasadniczo można by zrobić profil charakteru człowieka uzależnionego, spis standardowych odzywek, zachowań, argumentacji, prób tłumaczenia nałogu i będą one w każdym przypadku identyczne. Więc gdzie pozostaje to co jest jeszcze w danym człowieku oprócz liści?????Czy założyć że właściwie jestem sama i dopóki ktoś nie wytrzeźwieje to ma w głowie tylko liście???? Z alkoholikami jakoś łatwiej bo bełkot i dziwne zachowanie jest ewidentnie widoczne i objawia się w fizjonomii więc łatwiej nie wchodzić z kimś takim w dyskusje które nie mają sensu. Chociaż ostatnio też w sumie zauważyłam, że z najaranym też nie ma większego sensu dyskutować bo to do niczego nie prowadzi. W sumie podobno interwencja powinna być przeprowadzona na trzeźwo.Tylko jak ktoś nigdy nie trzeźwieje to może być problem....
 
 
Violeta

Wysłany: 18-07-2010    [Cytuj]

Felka
dobrze piszesz, te zachowania naszych facetów są niemal identyczne i teksty takie same! Jeśli chodzi o interwencję to też mam problem, bo mój mąż jest również zjarany nonstop, więc nie ma możliwości zrobienia tego na trzeźwo.
Niedawno była między nami kótnia w której powiedzieliśmy sobie wszystko szczerze, już mieliśmy się rozstać ale mój mąż obiecał, że przestanie palić i miał z tym zerwać w dniu swoich urodzin. Urodziny już niebawem i widzę, że obietnica spełznie na niczym, bo już mi powiedział że mu będzie szkoda rzucić palenie, bo on to lubi i oczywiście stwierdził, że to w niczym nie przeszkadza przecież i że możemy tak żyć! Do niego nie dociera, że jego zachowanie i dziwnie nastroje psują relacje między nami. On zwala winę na mnie albo częściej na moją córkę z poprzedniego związku, że gdyby nie ona to bylibyśmy idealną rodzinką... :/
Jeszcze opiszę taką sytuację: ostatnio nasz synek 20-miesięczny dorwał lufkę i zapalaniczkę i zaczął na niby robić jak tatuś, czyli udawał, że podpala lufkę i ciągnie dym na głos - identycznie podrabiał tatusia! Masakra :/ Świetny wzór dla synka, nie ma co, prawda? :/
 
 
felka

Wysłany: 16-09-2010   Bez niego i świat toczy się dalej [Cytuj]

Jestem prawie drugi miesiąc po wyprowadzeniu.Moje kochanie wyrzucało mnie z domu średnio co 2 tygodnie nie mogąc ze mną wytrzymać więc znalazłam sobie nowe lokum i się już na dobre wyprowadziłam. On utrzymuje że nie pali ale 2 rośliny rosną, nakupował pełno jakichś absurdalnych żarówek bo sąsiedzi truli że na parapecie nie może stać, więc się zabunkrował z tymi roślinkami w mieszkaniu pobudował im kryjówki a raczej konstrukcje chroniące jego samego przed światłem żarówek które palą mu skórę i tam siedzi jak w jaskini trolli. Podobno nie pali aktualnie, ma mnóstwo roboty( a roślinki tylko dla zabawy hoduje, fajna zabawa co wywołuje fotoalergie i poparzenia od UV). Oczywiście to ja jestem jedyną przyczyną tego jak teraz między nami jest bo mam nerwicę i z moją nerwicą nie da się żyć . A z jego jaraniem to się niby dało...No teraz jest jeszcze gadka że jarał bo ze mną się nie da wytrzymać na trzeźwo i tak na prawdę nikt ze mną nie wytrzymuje. Że dał mi szanse stać się człowiekiem albo dorosłym człowiekiem...cholera wie. A dzisiaj usłyszałam ja przyszłam po pocztę na dzień dobry najpierw że agresywnie pukam a potem że odrzucam jego, który jest jedyną albo ostatnią osobą która mnie jeszcze lubi i szanuje. Zabawne bo nie widzimy się od tygodni czasami dzwonimy, a ja widzę wokół siebie wiele osób, które mnie lubią, z którymi przebywam i którzy jakoś i wytrzymują(całkiem na trzeźwo sic!) moją obecność , ludzi z pracy, koleżanki i kolegów stąd jak i z Polski, moich i jego znajomych, sąsiadów, ludzi z grupy od uzależnień. Chyba zaczynam powoli wracać do zdrowia i odzyskiwać siebie, bo jeszcze do nie dawna takie absurdalne teksty mnie bardzo dotykały i byłam skłonna w nie uwierzyć i w całe mnóstwo negatywnych przekonań o sobie, a dzisiaj po prostu widzę że to nie jest prawda i rzeczywistość, która mnie otacza jest nieco inna niż mi to próbuje moje kochanie przedstawić. Ostatnio sobie czytuje forum i artykuły a problematyce DDD i DDA. Gdzieś tam zaczynam sobie pozwalać czuć to co czuję i myśleć to co myślę, być po prostu dla siebie samej dobra. Przepiłam ostatnie kilka dni najpierw obwiniając siebie że pewnie znowu coś zrobiłam nie tak skoro on mnie nie chce i nie chce ze mną żyć i nie może wytrzymać, potem tęskniąc za nim, a potem zrobiłam sobie listę różnych sformułowań które usłyszałam od niego na swój temat, które słyszałam prawie codziennie i które coraz bardziej mnie dobijały. Lista wyszła na prawdę długa i jak to wszystko do kupy zestawić to wychodzi na przemoc psychiczną. Gdzieś tam na forum DDA w wątku o problematycznych związkach przeczytałam taki tekst, że wygrywasz nie wtedy, kiedy on do Ciebie wróci, ale kiedy zaczynasz odzyskiwać siebie i na nowo cieszyć się swoim życiem i chyba coś w tym jest.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
[ ODPOWIEDZ ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandgreen created by spleen modified v0.3 by warna