Siema, nazywam się Dawid mam 18 lat już mi leci 19. Moja przygoda z paleniem zaczęła się już w 1 gimnazjum, kiedy miałem 14 lat - paliłem sporadycznie, później po jakimś miesiącu, dwóch zaczęło się z dnia na dzień, codziennie. Nie widziałem w tym żadnego problemu a palenie sprawiało mi tyle przyjemności że nawet nie myślałem czy to mi szkodzi czy nie, w dodatku tyle w kręgu moich znajomych z reguły starszych paliło że można powiedzieć, było to normalne i na porządku dziennym. Całe pieniądze szły na to, porzuciłem sport, o szkole to już nie wspomnę w nawet najmniejszym stopniu mnie nie obchodziła, szczęście chciało że przepuszczali mnie z klasy do klasy. Wychowywała mnie samotnie moja złota mama, jakoś dawała sobie radę lecz pracowała po 12 godzin co skutkowało tym że miałem przez całe dni wolne mieszkanie i beztroskę, spotykałem się z kumplami i jaraliśmy zioło grając na konsoli. Dni płynęły szybko, skończyłem gimnazjum poszedłem do technikum.. Tam się zaczęło, zaczynałem palić przed lekcjami jakoś przed 8 rano i czasami nawet każda przerwa kończyła się blantem, opuszczałem dużo lekcji, wagarowałem, popadłem w długi potrafiłem się zadłużyć o 2-3 osób na jak na mój wiek wtedy, spore sumy więc zaszywałem się w domu, nie chodziłem do szkoły przez całe dni siedziałem przed komputerem unikałem ludzi którym wisiałem jakieś pieniądze, telefon dzwonił mi ciągle - strasznie mnie to stresowało. Wtedy miałem dużo zioła, paliłem i tak, gdy się skończyło miałem pierwszą abstynencje na jakieś 3-4 dni. Los później tak chciał, że pieniądze same mi wpadły do kieszeni, pospłacałem długi każdy był zadowolony więc wróciło się do codzienności, szkoła, jaranie, koledzy.. Tak się zatraciłem że chcieli mnie wyrzucić ze szkoły, więcej mnie nie było niż byłem, także moja 1 sza klasa technikum zakończyła się tym że nie zdałem. Zaczęły się wakacje, dorabiałem w warsztacie do którego musiałem jechać busem kilka KM więc brałem sztukę, rano spalałem blanta i po robocie w samotności, nigdy mi to nie przeszkadzało lubiłem sam się zjarać. Skończyły się wakacje, przepisałem się do zawodówki, tam mogłem opuszczać dużo lekcji i sobie jarać, czas leciał i znowu popadłem w długi, u jednej osoby tym razem ale konkretna suma to była. Ta osoba, była poważniejsza niż te wszystkie i nie pozwalała sobie na to, gdy parę dni zwłoki było a ja nie odzywałem się w końcu trafiłem na niego, sprał mnie trochę, dostałem parę razy po głowie wywróciłem się na ziemie, postraszył mnie trochę no i na tym się póki co skończyło, powiedziałem że oddam, nie oddałem. Zaszyłem się w domu, siedziałem od nikogo nie odbierałem telefonów, dostawałem sms'y z groźbami, ten ktoś mi pisał że już do mnie do domu jedzie, to mnie jeszcze bardziej stresowało, później dopiero się okazało że mnie tylko straszył, już po wszystkim jak mu oddałem, jakoś sobie z tym radziłem nikomu nic nie mówiąc, zawsze byłem skryty i zdania że poradzę sobie ze wszystkim sam, a przy mamie zachowywałem się jakby nic się nie stało, musiałem wychodzić rano do szkoły robiłem jakąś rundkę po mieście, musiałem chodzić tak żeby mnie nikt nie zauważył więc znowu to był stres, po godzinie mamy nie było to wracałem, czasami ktoś się dobijał domofonem wiadomo po co, dużo stresu mnie to wszystko kosztowało, miałem tylko 16 lat. Po dłuższym czasie, jakieś 2 tyg jakoś znowu zdobyłem pieniądze, oddałem i zdołałem zachować twarz, jak to ja zawsze coś wymyśliłem, że to musiałem i tamto, a że mnie nikt na mieście nie widywał to wydawało się to wiarygodne. Później już byłem rozważniejszy, paliłem w miarę z głową, codziennie od 2 gimnazjum spalałem minimum 2 sztuki były dni że kończyło się na 7-8, tak te sztuki nie były pełne to jakieś 0,8 g. No i znowu czas poleciał, lecz jak skończyłem 17 lat to miałem chwilowe takie napady, po co ja to jaram dalej, znalazłbym sobie dziewczynę, przecież za parę miesięcy robię prawo jazdy na nie czekałem całe życie, bardzo lubię motoryzację, a ja ciągle nasmażony chodzę i o niczym nie myślę, tylko jakby się nastukać. Więc przestawałem palić, na 2-4 dni po prostu tak jakby mi się to nudziło potem chęć była taka duża że wracałem do tego. Trwało to znowu jakiś czas, i kolejna wkrętka wtedy to nie paliłem najdłużej, wytrzymałem 2 tygodnie myślałem że już wszystko gra, tylko najgorszy był fakt że przez cały ten czas siedziałem tylko w domu i 0 kontaktu z kimś znajomym, przyjechał do mnie kumpel dawno go nie widziałem i jakby tu nie zajarać znowu się zaczęło. W wakacje tego roku, w sierpniu miałem strasznie dziwną sytuacje. Zawsze zaczynałem dni od palenia, nigdy nie jadłem śniadań, tak miałem od kiedy pale, czyli od jakoś 4 lat ew. obiad o 14-15 a czasami to zaczynałem jeść o 18 i jadłem wszystko co popadnie. Był dzień taki że nic nie jadłem od rana, spaliłem około 4 blantów w dniu, wiadomo jak to wakacje i pod wieczór pojechałem do kolegi, tam wypiłem 2-3 piwa zdjąłem kilka machów z bongosa i na koniec klasycznie blant, zgłodniałem kolega mnie i drugiego kolegę podwiózł pod bar, była to godzina około 20 a ja nic nie jadłem cały dzień, zamówiłem sobie podwójnego kebaba choć nigdy takiego nawet nie zamawiałem bo gdzie bym dał rade, ale cóż wziąłem go i jakoś całego mi się udało zjeść, wyszedłem i wracałem do domu już z kolegą jednym na piechotę, gdy nagle zacząłem czuć bardzo dziwny stan, usiadłem na ławkę i nie mogłem na niej wysiedzieć, więc wstałem nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, kiedy szedłem czułem jakieś spowolnienie, nie mogłem słuchać tego co kolega do mnie gada prosiłem go by przestał, nagle zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, upadłem na jakieś 5 sek odpłynąłem, odzyskałem szybko świadomość leżąc już na ziemi, wstając o własnych siłach, mówię do kolegi ''ale sie wywróciłem'' przeszedłem parę metrów znowu to samo, i znowu upadłem tak samo 5 sek na ziemi ciemno przed oczami, nic nie widzę i wstaje o własnych siłach, wtedy już czułem że się uspokajało usiadłem na krawężniku, dochodząc do siebie, kolega mi skoczył po wodę napiłem się było wszystko ok. Wróciłem do domu, poszedłem spać rano jak gdyby nigdy nic wstałem ale ta myśl co wczoraj się stało mnie przerażała, nie mogłem określić czy to od trawki czy od mojego nie zdrowego trybu życia. Poczytałem na internecie, ludzie tak mieli z przejedzenia, pomyślałem o miałem tak samo, to na pewno nie trawka przecież to takie łagodne i leczy. Paliłem dalej nic mi się nie działo, rozpoczęła się szkoła no i z początku paliłem w niej jakiś miesiąc jak to zawsze, już 3 rok w tej samej szkole później coś mnie dopadło gdy stałem na przerwie gdzie było dużo osób nie wiem czy sobie wkręcałem ale miałem jakby uczucie odpływania, że upadnę przy tych wszystkich ludziach. Pomyślałem dam rade nie będę jarał w szkole i tak się stało z początku było zajebiście, po szkole zaczynałem rytuał i lepiej kopało ale później to nawet na trzeźwo zacząłem mieć takie wkrętki? Nie wiem jak to nazwać czy to samo przychodziło, czy ja sobie to wkręcałem. No ale to jakby samo, bo powiedzmy przez 3 przerwy nic, a przy 4 już ta wkręta. To stawało się powoli dziwne, myślałem czy nie rzucić jakby jakiś znak, paliłem wtedy bardzo dużo, miałem darmowy dostęp gdy zapalałem blanta, zaczynało mi się kręcić w głowie jak nigdy, zamiast mnie relaksować ja wkręcałem sobie że zaraz upadnę, że ciemno mi się przed oczami zrobi, mimo to dalej jarałem i jarałem. W końcu był znowu taki dzień nic nie jadłem, a jarałem cały dzień wieczorem gdy wróciłem do domu bo byłem zajarać z kumplem, najadłem się konkretnie tak mnie głód przycisnął, zaczęła mnie łapać dziwna wkręta uszy mi się zatkały, i zaczęło się kręcić w głowie. Wstałem i pomyślałem pójdę się wykąpać może mi to lepiej zrobi, łazienka stała się tak mała dla mnie, że jak patrzyłem w lustro to znowu mi sie ciemno przed oczami robiło, lecz jakoś potrafiłem to ogarnąć nawet się nie wykąpałem, poszedłem i siedząc w pokoju jakoś się uspokajałem, przeszło.. Rano jak już wstałem to nie byłem sobą, kompletne odrzucenie od palenia, w szkole to ciągle wkręta że upadnę, mimo to że byłem trzeźwy, zrobi mi się ciemno przed oczami uciekłem z lekcji poszedłem do domu, moja głowa tego nie wytrzymywała a w domu czułem się bezpiecznie, myślałem czy nie zapalić, zapaliłem by sprawdzić czy pomoże, czy będzie gorzej jak myślałem i z takim nastawianiem skręcałem blanta było gorzej, kręcenie w głowie, duszności. Odstawiłem zioło już na poważnie, przecież to coś robi z moją głową - nie pozwolę żebym zwariował, będę silny, oddałem ostatniego pakieta koledze chciał go ze mną spalić, powiedziałem że muszę gdzieś jechać. To był 6 grudnia, ostatnia moja przygoda z ziołem. Od tamtego czasu, wstawałem kręcenie w głowie, w dzień jakieś napady nie potrafię tego nazwać wirowanie świata, jakieś odczucia że już nie będzie normalnie, że coś sobie wkręcam i tak już zwiaruje, jestem z tym sam nikt mi nie pomoże. I cały czas ta myśl że odpłynę strasznie panikowałem z tego powodu że zrobi mi się ciemno znowu, minął tydzień nie przechodziło, codziennie nie byłem sobą i te zawroty, napady paniki. Poszedłem do lekarza, zrobiłem badania ogólne, tarczycy, mocz itp. Idealne, wszystko w normie - lekarz mówiła że to tylko neurolog może coś pomóc, więc poszedłem dostałem tabletki na chorobę Meiner'a, co prawda jakoś już zapomniałem o tym wirowaniu, ale miałem napady dalej dziwne, zatykanie uszu, dziwne wkręty, napady gorąca trwało to zazwyczaj od 30 min do 1,5 godziny czasami po 5-6 razy w dniu, nic nie pomagało nie było na to recepty, po prostu kładłem się i czułem się jak zwykła ściera, nie jak człowiek, nie jak ja i ciągle ta myśl odpłynę zaraz i wtedy panikowałem, musiałem wstać z łóżka, stałem przy otwartym oknie bez koszulki, tak się ratowałem i niby coś mnie to uspokajało.. Zdarzało mi popaść w taką depresję, że już ze mnie nic nie będzie jestem jak te świry, nadaje się gdzieś do psychiatryka a przecież życie jest takie piękne potrafię docenić wszystko, w czasie kiedy miałem napady nie dało rady czegokolwiek docenić lub zacisnąć zęby jak to przy bólu i powiedzieć idę dalej, dopóki się nie wywrócę jestem silny, to odbierało wszystkie siły, dosłownie... Nie wiem jak to wytrzymywałem. 23 grudnia - stary kolega z dzieciństwa mnie odwiedził na stałe mieszka w Holandii, przywiózł takie odmiany że mi się nie śniło, poczytałem na internecie, marihuana zwalcza zawroty głowy, lęki myślę zapale czystą, nieprzestrzeloną holenderkę to od razu wstanę na nogi, spaliłem z nim blanta do połowy i widziałem gwiazdki przed oczami, które mam do dzisiaj, w mniejszym stopniu ale mam, gdy jest ciemno to ja praktycznie nic nie widzę, tylko jakieś gwiazdki.. Słyszałem jak coś do mnie mówi ale jego twarz widziałem jak przez mgłę, czuje że się przepalam zdjąłem kurtkę, bluzę stoję w koszulce o 23 na dworze jakoś 0, -1 a mi gorąco.. Oddycham on mówi że to dobry towiec i że też ma mocne bomby po tym mimo to że mieszka tam na stałe a jara codziennie od 6-7 lat, był starszy. Jakoś się uspokoiło po drodze tego ściągania z siebie ciuchów, miałem napad paniki po co ja zajarałem, po co.. Nie mogłem patrzeć przed siebie, bo kręciło mi się w głowie a jak patrzyłem w ziemie i podnosiłem głowę było jeszcze gorzej, on mi opowiada jak tam życie tyle go nie widziałem, a ja mu sie wstydzę przyznać co się ze mną dzieje, przytakuje mu i zarazem się z tym czuje jak kretyn, przytakowałem mu jak zwykła pała.. Wróciłem z nim do domu, uspokoiło się powspominaliśmy było w porządku, pośmiałem się - dobrze mi zrobiła ta rozmowa, bo od 6 grudnia jak skończyłem z trawką, wychodziłem z domu tylko jak szedłem do lekarza, a rozmawiałem tylko z moją mamą w domu.. Rano gdy wstałem znowu wirowanie w głowie i wyrzuty sumienia że zajarałem, on wyciągnął wór skręcił żeby mi nie było głupio wziąłem 3 machy, wcześniej brałem te tabletki. I jakoś normalnie wjechało zioło jak zawsze, byłem zadowolony poszliśmy na zakupy znowu zajaraliśmy a ja znowu tylko 3 machy, i w sklepie miałem napad duszności, gorąca ale jakoś się uspokoiłem, wiedziałem że nie mam innego wyjścia jakoś sobie z tym radziłem. Po wigilii poszliśmy na piwo, na ulotce pisało że mogę mieszać lek z alkoholem więc pomyślałem napiję się dzisiaj tak że zapomnę o tym wszystkim co się ze mną dzieję. Pije piwo, wypiłem nie do końca, i znowu dziwny stan i te gwiazdki przed oczami, to tak mnie irytowały że wypiłem piwo duszkiem do końca, mówię co będzie to będzie, spaliliśmy jointa, no i się zaczęło nie czułem się realnie, znowu napad jakiś szedłem z nim przez miasto, on do mnie gadał a ja tylko w bani, żebym się nie wywrócił, żeby mi się ciemno nie zrobiło. Czułem się źle ale zostawiłem go i poszedłem do domu, w domu czułem się w miarę bezpiecznie no i tak jak myślałem, wszedłem usiadłem uspokoiłem się i przeszło wszystko, już było normalnie w miarę. Od wtedy brałem jeszcze tylko jakieś 2-3 dni te tabletki, odstawiając bo te gwiazdki przed oczami mi nie znikały, pomyślałem że to może od nich, takie mroczki jak patrze na białe tło to masakra, a tak to lekkie. Poszedłem na wizytę 3 dni temu dostałem skierowanie na badania, rezonans głowy i tabletki na uspokojenie. Oczywiście neurolog nic nie wiedziała że paliłem kiedykolwiek zioło i to może mieć wpływ na moje zachowania, powiedziała że muszę być mocno zestresowany pytała czy wydarzyło się coś stresującego w ostatnim czasie, odpowiedziałem że nie. Wszystkie wydarzenia z przeszłości które miałem, nie odczuwam ich teraz w ogóle stresująco, podchodzę tak, było co było. Teraz jakoś się trzymam, wychodzę trochę z domu jest w miarę lepiej, od 24 grudnia nie dotknąłem nic, mam straszne obrzydzenie gardzę tym ścierwem, to że byłem zawsze silny sprawiło że padam na glebę, że niszczy coś się w mojej głowie, przeraża mnie fakt że mam 18 lat i ja muszę chodzić po jakiś neurologach, nie utrzymuje z nikim znajomym kontaktu bo każdy dalej jara, odcinam się kompletnie mam ochotę pójść na siłownię, ćwiczyć to co kiedyś boks, chciałbym osiągnąć coś w życiu, być kimś pokazać innym, czuje coś w środku taka jakby siła, tylko trochę mam lęki przed wychodzeniem w zatłoczone miejsca, ale pracuje nad tym i jest co raz lepiej, nie boję się rozmowy z innymi ludźmi jak to inni co jarali, czy jarają. Ze mną tak nie jest potrafię nadal być radosny, ale kompletna pustka nie czuje się szczęśliwy, miejsca które mnie otaczają są strasznie męczące mam ochotę wyjechać stąd, czasami męczą mnie dźwięki jak mama do mnie coś gada i jej się że tak powiem buzia nie zamyka, wybucham w sobie agresją ale się hamuje, nic nie mówię wtedy biorę kilka głębokich wdechów, gdyby stał obok mnie ktoś obcy czuję że uderzyłbym go na wyładowanie emocji... Te napady paniki, dziwnych akcji w głowie miewam raz na dzień czyli coś się chyba poprawia, ale nadal w sobie jakaś pustka, chęć wyjechania, dobija mnie siedzenie w domu chce coś ze sobą zrobić, do szkoły nie chodzę za bardzo przypomina mi złe doświadczenia, na każdym kroku, to trochę ciężkie dla mnie ale jakoś sobie radzę, nie poddaje się, wytrwam. Byłem już tak zdesperowany że jestem gotowy na terapię jakąś, chociaż czuje się co raz lepiej, boje się że dostane leki jakieś od psychiatry że mi się w bani coś poprzestawia już nie odwracalnie.. Dlaczego opisałem tu wszystko tak szczegółowo ? Wiem że są tu poważni ludzie, że przeczytają całą moją bezsensowną historie, moje 4 lata które zmarnowały mnie, moje ambicje, mój pogląd na świat. Chce od Was trochę zrozumienia, może jakiejś porady co robić gdy ma sie te napady, ile jeszcze będę w tym świecie nie realnym, dziwnym dla mnie, INNYM, powoli wariowałem teraz też nie jest dobrze, po prostu lepiej niż było, Wy paliliście ode mnie po kilka lat dłużej, ale ja miałem ciężkie dzieciństwo to może jestem mniej odporny na stres ? Chociaż w moim przekonaniu po tym co ja przeżyłem, powinno mnie już nic nie złamać. Podzieliłem się z moją historią, z Wami obcymi mi ludźmi chociaż wiele nas łączy, mam nadzieje że jakoś mnie zmotywujecie do dalszego działania, bo czasami już bywało ciężko.. Ostatnio myślę o rzeczach niestworzonych, staram się być poważny ale dopadają mnie myśli typu, że jestem bez wartości, żadna dziewczyna mnie nie zechcę, do pracy nie pójdę bo będę miał napady, umrę już w tych 4 ścianach pogrążony w swoich dziwnych myślach, nie mam 60 lat, przede mną całe życie a do mnie nic nie trafia. Powiedzcie mi te wszystkie moje stany, napady, lęki to wynika z odstawienia i czy to przejdzie, czy może na prawdę jest ze mną po tym wszystkim już coś nie tak, nie odwracalnie. Przepraszam za błędy, czy powtarzane słowa, lecz to co napisałem płynie prosto z mojej głowy. Pozdrawiam serdecznie, były palacz Dawid.
Powiem Ci ze strasznie się wkręciłem czytając twoja historie. Bardzo mi zaimponowałeś bo mimo jeszcze bardzo młodego wieku jesteś bardzo dojrzały. Tylko gdyby nie to zakończenie, jak film bez happyendu. Czyli na dobra sprawe masz przed soba cały świat tylko NIE PAL. Widzisz co to z toba robi, nawet jak zajarasz kiedyś i bedziesz czul się dobrze to uwierz ze to do Ciebie wróci, nie ma innej możliwosc. Co do stanow to przejdą tylko potrzeba czasu, może to trwac nawet podobny okres do tego ktory paliłeś, ale będzie dobrze jak bedziesz myślal racjonalnie, a stać cie na to pozdrawiam:)
Witam koleżko.Wygląda na to,że masz pecha i lecznicze jaranie wywołało u ciebie nerwicę.Nic przyjemnego sam się z tym zmagam od około roku i od razu ci powiem że będziesz miał ciężko.Ściągnij sobie książkę 'strach i paniczny lęk' z torrentów albo z chomikuj wtedy bd wiedział co ci jest i nie będzie cię to aż tak bardzo przerażało.Pocieszające jest to że jest to zaburzenie lękowe a nie np.schizofrenia którą również można wywołać sobie w skutek palenia leczniczego THC ;D Pozdro morda nie załamuj się wiem że jest ciężko ale trzeba żyć! Polecam udać się też do psychoterapeuty.Jak będziesz miał pytania to wal śmiało.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach