Nazywam sie tak jak mam i tata sobie wymyslili :) mam 23 lata i wbrew nickowi jestem facetem. Zaczalem palic jak mialem 17 lat, wtedy jeszcze rzadko, od 3 lat czesciej a od roku juz w sumie codziennie. Jak mowilismy z kumplami "ganja to nie nalog, to styl zycia" i tak bylo naprawde. Od popalnia na imprezach jak ktos akurat mial do codziennego zamartwiania sie czy da rade dzis skrecic - czyli w sumie tak jak wiekszosc osob na tym forum. Na poczatku (jak u wszystkich) bylo super, spalil czlowiek lufe i potrafil smiac sie z tego jak krzywo gazeta lezy na stole - wymarzony wrecz relax po dniu pelnym stresow. Jak z to z czasem bywa smiech i dobry humor z czasem zmienil sie w nude, popadanie w refleksyjny nastroj, ogladanie filmow czy po prostu trwanie w stanie zajebiania dla samego trwania (nie czuje ze rymuje). Takie cos trwaloby zapewne o wiele dluzej gdyby nie pare rzeczy:
- pojawiajace sie raz na jakis czas bardzo zle samopoczucie po paleniu, dusznosci, kolatanie serca (ile to razy balem sie o swoje zdrowie), klopoty z rownowaga i takie tam
- utrata checi robienia czegokolwiek procz spania, jedzienia (gasrtofaza rulezzz), lenienia sie no i oczywiscie palenia.
- coraz bardziej zwiekszajace sie dawki przy coraz mniejszym stopniu zadowolenia po zjaraniu
- ...to forum. Tak, gdy zastanawialem sie czy to wszystko co sie dzieje jest normalne, po wizytach u psychologa, po niezliczonych zamartwianiach sie o swoja osobe odkrylem ze nie jestem sam, odkrylem ze Wy tez macie takie problemy, ze jestem zupelnie normalny a co najwazniejsze - ze da sie to zmienic !!!
Tak wlasnie, wszystko co dzis wam napisalem ktos juz kiedys przezyl, napisal a niejednokrotnie zwalczyl. Uwierzylem ze rzucenie jarania moze zmienic moje zycie, tak samo jak zmienilo sie ono gdy wpadlem w nalog (juz teraz wiem ze to JEST nalog, niewazne co ja o tym sadze i za jak silnego sie uwazam). Bo nie ukrywajmy - zycie zmienia sie DIAMETRALNIE gdy palisz wiecej niz bardzo rzadko. Swiat po paleniu jest latwiejszy do poradzenia sobie z nim, problemy wydaja sie mniejsze, smutki i stresy mijaja, sam niejednokrotnie po paleniu czulem sie jak mlody bog "jestem-krolem-swiata-i-na-pewno-wszystko-co-chce-mi-sie-uda". Ale niestety placi sie ogrmona cene - NIC cie nie cieszy, wszystkie male radosci nie licza sie, nudza cie filmy ktore ogladasz, ludzie z ktorymi przebywasz i rzeczy ktore kiedys lubiles robic (czy wy tez tak mieliscie? odpiszcie, to dla mnie bardzo wazne). Nie pale juz ponad tydzien i wiem ze palic nie bede (te kolatania serca...nie chce juz tego przezywac znowu chociaz teraz zdarzaja sie srednio co 2 dni jak nie pale...). Chciclabym zebyscie mi napisali czy po zerwaniu z tym wroci mi chec do zycia? Czy znow bede mial ochote na spaecry z dziewczyna, na wizyty na silowni, czy bede mial sile wykonywac codzienne obnowiazki ktore teraz sprawiaja mi tak wiele trudu? Czy jak skoncze palic wroci mi radosc z tych najmniejszych rzeczy...z tych codziennych czynnosci dzieki ktorym czlwoiek wie ze zyje? Wierze ze tak...i dlatego mam pewnosc ze wytrzymam (ale bym sobie teraz przypalil...:///). Mam nadzieje ze jezeli ktos to przeczyta to rowniez zdecyduje sie aby walczyc o siebie, gdyz zycie ma to do siebie ze jezeli ty o siebie nie zadbasz, nikt inny tego nie zrobi...
Pozdrawiam wszystkich forumowiczow i dziekuje za to ze podzielilscie sie swoimi doswiadczeniami z innymi. Ja jestem dowodem na to ze to ma sens, a wy wiecie juz ze pomogliscie komus rozpoczac nowy, lepszy rozdzial w jego zyciu...
Tak to jest, ze najpierw sie pali, by bylo fajnie, a potem, zeby w ogole jakos bylo...
Po odstawieniu ziola wraca sie zwykle do normy (chyba, ze sie mialo pecha i wylapalo jakas chorobe psychiki, ale wtedy bys pisal o innych problemach, wiec raczej u siebie masz prawo liczyc na wyjscie z klopotow). Ale nie od razu jest super. Kilka miesiecy to moze potrwac, zanim sie ogarniesz - nawet rok. Pomalutku jest coraz lepiej - trzeba cierpliwie czekac.
Radosc zycia wraca - chemia mozgu musi dojsc do normy - ale daj sobie czas - glowa musi sie przestawic na odbior swiata na czysto.
NIe bój się przyjacielu nie jesteś sam. Ja też tu opisałem swoją historię. Też miałem kołotanie serca i mma do tej pory codziennie. Widzę jak brzuch i klata mi skacze od bicia serca. Boję się nocować sam w domu bez kogoś kto w razie czego mógłby mi pomóc. Mam depresje jestem ciągle zmęczony itd, itd, itd!!! Ale wiesz odstawiłem nałóg i wracam do normalnego życia. Pamiętaj co Cię nie zabije to Cię wzmocni. Jesteś doświadczony o kolejne przeżycia i wiesz co to nałóg. Ja mam tylko nadzieję że te schizy z sercem, zawałem itp znikną mi. Już raz wyzdrowiałem ale byłem na tyle głupi że po przerwie znowu zajarałem i wszystko zaczęło się od nowa z jeszcze gorszymi skutkami. Pozdrawiam.3maj się.
simq.dawno nie zaglądałem na forum.
ale widze że rozchodzi sie o to samo co ja przeżyłem i nadal przeżywam.
nie ma sie co martwić kołatania serca przejdą trzeba być tylko cierpliwym i być dobrej myśli a jak wszystko minie to nie wracać do bakania bo te "shizy" z sercem wrócą z podwojoną siłą..ja żuciłem zielone ok 7 miesięcy jest lepiej ale nie jest jeszcze tak dobrze z moją psychiką...naszcześćie poprawy widać.sam sobie dałem z nimi rade. wiem że nie jedna osoba sobie odpuściła walke z własną banią a potem przypłaciła to własnym życiem wiecie samobujstwa itp.....wiele razy wygrałem z własą przepaloną banią a załużmy za 2 miesiące znowu wraca i znowu trzeba walczyć o siebie.
często jak siedze sam to zaczynam sobie wkręcać że jestem wariatem i łapie mi takie dziwne uczucie ale nie mozna sie w tych myślach galopować bo to właśnie sam sie wkopuje w to gówno..a raczej wkopałem sie bakając..a bakałem tylko albo aż pół roku...ale jak jędrek mówi te wszystkie problemy z sercem i nie tylko mogą minąć dopiero po roku.....mi z sercem nie mineły całkim ale są już prawie nie zauważalne np.jak kłade sie spać to zaczynam wsłuchiwać sie w bicie serca i nieweim dlaczego ale tym sie denerwowałem...
ciesze sie że coraz więcej osób postanawia rzucic zielone.obyście wytrwali w tym a będzie dobrze
heh to wsluchiwanie sie w bicie serca przy zasypianiu... jak to czytam to nie moge uwierzyc ze to nie tylko ja tak. ale moze to i dobrze. znaczy to ze da sie przezyc...nie? :)
spoko da sie przerzyć to minie samo;]
jak masz z tym duży problem to włącz telewizor i zasypiaj...fajny sposób se opracowałem;]
chodzi o to że jak o tym myślisz i sobie przepominasz o tym biciu serca to właśnie sie tak dzieje..
główny problem to nie myśleć o tym i juz jest cięzko ale daje rade;]
najgorszy mój póls to ok 190 udeżeń na minute wtedy zastrzyk uspakajający nie pomógł...myślałem że to koniec ale mówiłęm że to przetrwam i do teraz żyje gdybym se odpóścił to nie było mnie teraz tutaj.
Racja to z telewizorem bardzo dobry sposób. Też tak robiłem. Teraz wsłuchuję się jeszcze w puls ale już się nie schizuję jakoś zasypiam. Ale przedtem oglądałem tv nieraz do 4 nad ranem i dopiero zasypiałem. Teraz najgorsze akcje mam po bieganiu, ponieważ jak biegam to na pulsie od 175-190 i po takim treningu mam mocny szybki puls około 100-120 przez ten cały dzień w którym trenowałem. Najlepiej dla własnego spokoju dobrze zrobić sobie badania. Ja właśnie teraz byłem u lekarza i mam morfologię i ekg więc zobaczymy jak to jest z tym moim organizmem. Niestety mam bardzo skokowe ciśnienie ale to przez nakręcanie się samemu. Pozdrawiam wszystkich na tym forum.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach