Witam wszystkich..
piszę ponieważ głód mnie zżera.. palę ponad. stop. paliłam ponad 10 lat.. ostatnie wiele codziennie.. Zaczęłam terapie. Cudowna terapeutka uświadomiła mi jedno (jakbym wcześniej sama do tego nie doszła!), że ja po prostu NIE CHCE PRZESTAĆ PALIĆ. dlatego BARDZO CHCĘ PRZESTAĆ PALIĆ. zjeść cukierek i mieć cukierek. może nie powinnam zakładać nowego tematu, ale mam taka presję, że aktualnie nie potrafię się skupić na czytaniu, toteż wyleję z siebie.. Prób rzucania, wychodzenia miałam miliony.. jedne się bardziej powodziły, inne mniej, ale umówmy się- nie ma się co czarować- skoro tu jestem, to znaczy, że się nie powiodło.. a bardzo chcę, by się powiodło. Zaczęłam terapie. Na razie indywidualnie, za niedługo dołączę do grupy nt.głodu i do grupy dla uzależnionych. Wczoraj postanowiłam na szybko i podpisałam kontrakt z terapeutką- mogą mnie w każdej chwili zbadać narkotestem. Pod groźbą wykluczenia z terapii. I o ile mogłam sobie palić co jakiś czas i nie odczuwać silnego głodu, tak teraz świadomość nieskończoności sprawia, że mam ochotę sobie jeszcze ten jeden raz, w piątek zły początek itp.- tzn.- oszukać siebie.. aż śmieszne ile razy już "żegnałam" się z nałogiem.. ale to tylko jeden ze sposobów przyzwolenia. w każdym razie myślę o tym wciąż.. aż krzyczeć się chce. ale tak bardzo pragnę zmian w życiu, a bez abstynencji nie mam na co liczyć.. i sama ze sobą walczę.. a ten wpis, to taka broń. choć na chwilę..
Jestem z Tobą! Nie dajmy się!
Ja po prawie 10 latach palenia(codziennie) od ponad pol roku myslalem o rzuceniu jarania...ale myslec a rzucic to dwa bieguny, na tym forum opisana jest moja pierwsza proba w temacie "uzalezniony w 100%", moje drugie podejsie trwa...27 dzien abstynencji! i jest w temacie "uzalezniony w 99%".
Tez zapisalem sie na terapie, grupowa, spotykamy sie co tydzien i rozmawiamy o zyciu...
Bardzo trudno jest przeprowadzic te zmiany o ktorych marzymy, prawda? nie jaranie wcale nie sprawia mi tak duzego problemu, jasne duzo mysle o marihuanie, bo przeciez wszystko kojarzy mi sie z marihuana, ja palilem hurtowe ilosci, DOSC!
Najtrudniej to wziać się w garsc i te zmiany wprowadzac w zycie. Wierze ze nam sie uda!
na razie malutko sukcesow, moje zycie niewiele sie zmienilo odkad nie jaram...caly czas wierze ze w koncu zaskoczy! malutkimi kroczkami do przodu!
uda nam się! Musimy uzbroic się w cierpliwosc...cierpliwosc i jeszcze raz cierpliwosc, tak mysle
Powodzenia Tobie i mnie!
Tez jak to napisal mi kiedys dekanabilizacja...tak bardzo sie boje ze ktoregos dnia z glupiego powodu zajaram...oby nie!
Trzymaj sie! i odezwij koniecznie jakos:-)
przesylam internetowe buziaki, powodzenia papa!
donedone: ja nadal się boję, ale na szczęście z dnia na dzień coraz mniej:)
shine: ogółem wygląda to tak, że z czasem po prostu poczujesz się lepiej. jak zapewne wiesz thc odkłada się w tłuszczach i ciężko jest je szybko wydalić z organizmu. taki proces trwa nawet do pół roku. ale zaufaj mi - pół roku ciężkiej walki jest warte wygranej. A stawka jest najwyższa - RZECZYWISTOŚĆ. Dobrze, że poszłaś na terapię - to bardzo pomaga w trudnych chwilach, a takich przed Tobą wiele. Ale nie zrażaj się - jest naprawdę fajnie móc cieszyć się życiem na trzeźwo! Gratuluję decyzji o podjęciu walki o swoje życie :) Wierzę, że odnajdziesz w sobie pokłady silnej woli.
dziękuję dziękuję dziękuję kochani za wsparcie!
wczoraj skorzystałam jeszcze z gg. przetrwałam pierwszy dzień:) dziś już nie czuje głodu (ciekawe na jak długo- jestem dobrej myśli), bo pogodziłam się z myślą, ze nie palę. wczoraj się wahałam, stąd ten gigantyczny głód. dziś sobie myślę "po co to zaprzepaścić". mam postanowienie, ze NIE I NIE (choć podobno słowo "nie" nie trafia do podświadomości) i choćby niewiemco to wczorajszy hardcore przypomina mi, że nie warto, bo kurde.. tak naprawdę, to to wcale nie jest takie superextrahipermega.. po prostu lubię i sobie unałogowiłam to, że to takie przyjemne- równie dobrze mogłam sobie unałogowic zbieranie kasztanów hehe. tak.. wiem, ze thc to chemiczny wpływ na organizm i wiem, że to nie tylko psycha, ale te nerwy to po prostu brak substancji. dziś nie "tęsknie" za mery, myślę, pewnie, że tak.. trudno, żebym po tylu latach, kiedy była ona treścią mego życia nie myślała. za to humorek.. daj se spokój- bez kija nie podchodź.. i też wiem, że to chemia w organizmie- oczyszczam się i to integralny element procesu, wiec robię sobie co 2 godziny 15minutowe sesje relaksacyjne- zamykam oczy i lecę.. myślę o tym, że jestem tylko ja i Wszechświat, że jestem jego integralną częścią, jego, nie ludzi (bo ludzie nasuwają skojarzenia, sytuacje, które kuszą) myślę o przyrodzie (jak to brzmi hehe), ale naprawdę, wyobrażam sobie szybującego orła, albo wodospad, albo dzikie koty.. wszystko byle z dala od cywilizacji- do korzeni hehe, do tego miejsca, gdzie tętni PRAWDZIWE ŻYCIE!!! dziś mam taki system i pomaga- wycisza mnie.
a co do zmian w życiu..
1. wiem, że jesteśmy chemicznym organizmem i ciężko, żebym poczuła się fantastycznie, bo do tego potrzebne są odpowiednie związki, które normalnie wydziela organizm, ale ponieważ wyręczałam go przez tyle lat sama sobie aplikując substytuty, to on przestał je produkować, toteż.. odżywianie, spanie i ruch fizyczny. odnawiamy organizm.
2. odstawienie jarania to tylko wstęp.. ja trafiłam na terapie uzależnień, bo mnie przekierowali z innej. ja sobie chciałam życie poukładać, a nie przestać jarać :) dobre sobie, nie? teraz to wiem.. żeby coś zrobić trzeba wstać z łóżka i abstynencja to właśnie to wstanie, a potem trzeba się zabrać do roboty. ilu jest ludzi, którzy nie mieli nigdy naszych problemów, a i tak są smutni, nijacy, wycofani.. potrzeba determinacji. zaparcia. działania. ZROBIĆ SOBIE SWOJE DOBRE ŻYCIE. raczej nie ma co liczyć na cud, że się samo zrobi, bo przecież nie jaram.. na razie też nie liczę na cud, że mi się tak zachce robić. zespół amotywacyjny.. odtruję się, będzie trochę lepiej, może i w międzyczasie motywacji i siły się więcej zbierze, wiec małymi kroczkami, tiptopkami do przodu- najważniejsze, że już wstałam z łóżka:) a Wy wszyscy, którzy płaczecie nad tym, że życie się jeszcze(!) nie poprawiło- kochani jesteście wielcy! pewnie, że się poprawiło, bo już nie jest coraz gorzej! podjęliście się megatrudnego wyzwania!! jestem z Wami! ja to w teorii jestem taka dobra, zobaczymy jak mi pójdzie z praktyką. wierzę, że będzie coraz lepiej, bo skoro wiara czyni cuda, to ja wierzę, że się uda!!!
przypuszczam, że na wszystko co tu wypłodziłam jest osobny temat na forum, ale na razie stać mnie na tyle,by wylać wszystko naraz, jeszcze nie mam cierpliwości..
Ja bardzo lubię podnosić kasztana i się nim bawić kiedy idę. Bardzo lubie też kopać kamyki jak idę. Tak, jedzenie jest pyszne. Tak, sport to coś co kocham od dziecka. Spanie...na początku miałem potworne problemy ze spaniem, budziłem sie co chwila, budziłem się zlany potem, ale to minęło, teraz kładę się do łóżka i śpię jak dziecko. Co ciekawe, w czasach kiedy jarałem nie miałem zupełnie snów, a teraz mi się śni i śni...sny są bardzo ciekawe!
nie mogę się doczekać kiedy znów coś napiszesz:D
hm..
od jesieni w terapii. ludzie jak zaczelo byc inaczej.. jasniej, prosciej, mocniej, pewniej. zaczelam wiedziec. wiedziec co czuje. zyc jak czuje. no po prostu lepiej.. nie mowie, ze zawsze bylo slonecznie, ale ogolnie tak jakbym sie wazniejsza i wieksza przed soba zrobila. no fajnie. fajnie bylo. podobalo mi sie coraz bardziej..
byla okazja. urodziny. moje. polaczylo sie to z wyjazdem, kupa kasy i totalna wolnoscia. pomyslalam- i tak w urodziny zapale, to zapale tez na wyjezdzie. no prawie tydzien to wychodzil.. nadmienie tylko, ze w grudniu tez sobie zrobilam taka mala wycieczke do palenia- mala. pomyslalam, ze to bedzie ok. da rade. gowno, a nie da rade. pale juz miesiac. kazdego dnia chce przestac. kazdego dnia mowie sobie, ze od jutra beda lepsze okolicznosci do rzucenia. jestem w terapii od jesieni. ludzie- duzo wiem! naprawde sie nauczylam. widze co sie dzieje. i jestem bezradna. dlatego stop. nie da sie.. nie da sie fajnie ZYC i palic. po prostu sie nie da. nie moge czekac. 10 lat czekalam na rzucenie.. 10 lat mowilam sobie "od jutra". to zenujace. wracam do abstynencji. rzuca mna po scianach. placze placze placze. zenada. hardcore. wstyd. znow czuje sie malutka. nawet teraz mysle od kogo bym mogla zalatwic. glody maksymalne. ale @#$^ jak to ladnie nieswiadomie mnie zmotywowal znajomy "od inteligencji zalezy, czy robisz cos z tym, co jest chore, czy sie tej chorobie poddajesz". a ja sobie mysle, ze jutro to bym pewnie nie miala takiego glodu.. heh.. wiec walcze- sama z soba.. daj se spokoj...
chodzi mi o wniosek- abstynencji (prawe) duzo.. zrobie sobie "ulge". krotka "ulge". nie oszukujcie sie. nie warto sie tak meczyc znow z tymi glodami.. tego po prostu nie warto..
a krotka ulga moze sie okazac nie miec konca.. mial byc jeden wieczor, zmienil sie w tydzien, zmienil sie w miesiac.. szkoda gadac..
nie przejmuj sie i walcz na nowo ja miałem tak samo po 4 meisiacach zdrowienia i chodzenia na terapię (a paliłem 10 lat dzień w dzień) uwierzyłem że juz jestem zdrowy i przestałem chodzic.chyba nie musze pisac co bylo dalej (kolejny ciag) tak naprawdę to już nigdy nie będziemy zdrowi.uzaleznienie to choroba nieuleczalna ale można podjąć walkę i powstrzymac jej rozwój. ja znowu walczę (1,5 miesiaca czysty) i wiem ze sam sobie nie dam rady, stad moje pytanie czy jest tu ktos z warszawy kto ma ten sam problem i gdzies sie leczy w poradni lub moze chodzi na mityngi NA to niech sie odezwie.bardzo potrzebuje kogos takiego poznac.moje gg 5877299 lub niech odezwie sie przez to forum.trzymaj sie Ty i walcz walczcie wszyscy
walcze. walcze. choc chcialabym zniknac. zle mi na maxa. nie chce mi sie walczyc, bo po co?czy kiedys bede szczesliwa, czy juz zawsze bede miala glody, ktore w moim przypadku oznaczaja smutek. jesli chodzisz na terapie, to pewnie wiesz jak to dziala. gdyby tylko byla gwarancja, ze jak bede utrzymywac abstynencje, to kiedys sie poprawi i bede zadowolona ze swojego zycia. na ten moment nic nie jest tak jak bym chciala, wszystko jest wrecz przeciwnie. a ludzie maja gorzej i zachowuja sie jakby mieli lepiej, jakby byli bardziej szczesliwi. nienawidze. jest we mnie tyle nienawisci, tyle zlosci, tyle smutku. a pragne milosci, spokoju, radosci. palac przynajmniej moge uciec i nie czuc tego. nadal jestem wtedy tak samo samotna, tylko to tak nie boli. pol roq abstynencji i tak na prawde to zamiast byc lepiej czuje sie jakbym otworzyla puszke pandory.. wierze w cuda. mam nadzieje, ze sie wydarza..
ty tez sie tam trzymaj. przede wszystkim terapia. wiem po sobie.. a na pewno sa jakies grupy.. dzieki za odpowiedz! to taka namiastaka.. poczucie, ze mam kogos, jakby przyjaciela..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach