Witam wszytskich, proszę was o pomoc. Opiszę wszystko od początku:
moja przygoda z tematem trwala rok. zaczęło się od zafascynowania uprawą, nieduany 1 outdoor potem musiałem spróbować indoor aby mieć swoje małe roslinki pod opieką, mieć nonstop je koło siebie, by przede wszyskim uprawiać potem konsumować. Było to moim hobby esencją życia, stało to w centrum a obok towarzyszyła ciągła nauka do matury, pogłębianie więzi rodzinnych itp. 1 uprawa zakończona sukcesem - styczeń 2010, miałem w rękach piękne boby o których marzyłem od lipca 2009, kiedy to nie wypalila upr outdoor. Kumple uwazali mnie za mistrza w tej dziedzinie, wysmienita jakosc, duzy plon uzyskany z malutkiego boxa, mówili mi ze mam talent do tego. ja poprostu mialem talent do wszytkiego w co wkładalem całe serce, dziwnie to brzmi ale dzis dochodze do wniosku ze tak było i będzie gdy wyjde z tego bagna. Popalalem ten temat sam, z kumplami, ale największą frajdę dawalo mi palenie samemu przy filmie, obojętnie jakim zajęciu, kazdy zna ten motyw. dodam że palilem w domu, kryjąc sie z tym strasznie przed rodzicami, to samo z uprawą, wiedzieli ze cos tam kombinuje ale powiedialem ze to rosliny dowiadczalne, uwierzyli gdyż planowalem isć na studia ogrodnicze na sggw. W międzyczasie zgromadziłem sobie zapasy na wakacje po maturze. Skoro tak cięzko zapracowalem sam na maturę (w moim liceum jesli sam sie nie uczyles nie bylo szansy zdac czegokolwiek na rozszezeniu, takie liceum do dupy) to należala mi się jakas nagroda tzn bakanie. Postawilem warunek 1 raz na tydz, w weekend, pojechać na wyprawę, pojsc na spacer i zabakać. Ale wiadomo doszedlem do wniosku ze skoro są wakacje to co mi szkodzi bakac codziennie, po tygodniu bakalem po 3-5razy na dzien a nawet więcej tzn przed pojsciem do sklepu, po sniadaniu, przy kazdej możliwej sytuacji ktora na to pozwalala zawsze lufa, zazwyczaj z fifki, tym sposobem ok 40 g mocnego tematu wystarczyło na całe 4 miesiace wakacji. Dawki były małe ale częste, codzienne, doszedlem do takiego stopnia, że nie było po mnie widać nic, faze czulem tylko w sobie na psychice, co prawda nie mogłem pozwolić sobie na pełną ekspresję fazy, wyluzować się na 100% gdyż bakałem w domu, przy pc, rodzice mogliby się poznać. Tolerancja rosła no i faza nie była taka jak na początku, bakanie stawało się rutyną, ćpunskim nałogiem.
Zafascynowany roslinami stwierdzilem ze mj było tylko bodźcem do poznawania wielu innych roslin, z których kazda ma swoje zastosowanie itp, zaczęły się studia ogrodnicze na sggw, cieszylem sie gdyz koniec wakacji oznaczal koniec bakania a chcaiłem już od tego odpocząć, stało się to porostu nałogiem. Na studiach doszedlem do wnisoku, że RZUCAM BAKANIE. Niestety doszedlem także do wniosku ze studia ogrodnicze, w koncu inżynierskie są dla mnie za trudne , to nie tylko pasja do roslin, najpierw tzreba przebrnąć przez szereg scisłych przedmiotów typu fizyka, matma i jej elementy a tego nie bralem pod uwage cale wakacje bakając, myslalem ze wszystko przyjdzie z łatwoscią, rezygnując ze studiów na początku października- czulem sie wtedy normalnie, brak problemow z koncentracją, brak natloku mysli itp funkcjonowałem jak normalny człowiek. Wrócilem na stare smieci, rozpocząłem zupełnie inny kierunek niż się spodziewałem, z 1 strony bylem ucieszony powrót do rodziny, kumpli, lajtowa uczelnia. Mysle ok bedzie spoko. Jednak z kazdym dniem pamięc coraz gorzej funkcjonowała, coraz bardziej było zaburzone normale logiczne myslenie. W tym czasie zabakalem ze 3 razy z wlasnej chęci, ale nie bylo już takiego highu, kilka razy zabaklem całkowicie z przymusu bo tak wypada w gronie kumpli, sądze ze to bakanie z przymusu doprowadziło do stanu w jakim jestem obecnie. Teraz mija już 2 miesiac od "detoksu" wakacyjnego, detoksu w cudzysłowie gdyż w między czasie zabakalem te kilka razy, ale bez większego przekonania do tego, rzucam to do końca życia. Ale zaczynają się schody - pamięć całkowicie siadła - krótkotrwała na 100% po prostu jej nie mam, dlugotrwala szwankuje w 80%, rzeczy jakich nauczylem sie do tej pory zostały wymazane, mam spory problem z obsługą np pc czy mojego telefonu komórkowego, nie odnajduje sie w rzeczywistosci, podstawowe czynnosci jak zakupy sprawiaja kłopot, wychodze na debila. Nie mogę podejmować decyzji, sam nie wiem czego chcę. Cały czas zamartwialem się pogłebiającymi się problemami z pamięcią i nieporadnoscią na uczelni, z którą poradziłbym sobie w locie gdybym nie bakał, nie mam motywacji do życia, nawet nie wiem jak żyć, nie wiem jak funkcjonuje dzisejszy swiat. Nie mam o czym rozmawiać z ludzmi z uczelni, normalnie gadal bym na błache aktualne tematy ale moj mozg nie przyswaja zadnych informacji, nie rozumuje podstawowych praw rządzących swiatem. Przez ludzi z uczelni nie jestem traktowany serio, nie dziwie się temu. Cały czas mam swiadomosć , że gdybym był w 100% sprawny umysłowo olał bym tych ludzi a tak jestem poniekąd od nich zależny, nie ograniam co sie dzieje kiedy jest jakis egzamin itp a kiedy sie dowiem i tak zapominam lub nie jestem pewnien danego terminu. Jesli rzuce szkołe nic to nie da bo i w pracy dorywczej się nie odnajdę żadnej przynjamniej teraz, w tym stanie w jakim jestem. Ktos cos do mnie mówi, jakies proste rzeczy a mi to po porostu wpada w 1 ucho a wychodzi drugim i nie wiem bardzo ocb, a pochwili już całkiem nie ogarniam. Brałęm Piracetam, w dawkach 3,2 g na dzień przez 1tydz, jednak nie pomógł w koncentracji itp, cały czas krążą mi po glowie glupie mysli nie związane z tym co aktualne, za duzo rozmyslam nad przeszłoscia, ze kiedys byłem sobą miałem pamięć, zapał do nauki. Ogarniałem co sie dzieje a teraz regres, dno. Czytałem ze piracetam nie pomaga gdy ma się depresję, tzreba się najpierw z niej wyleczyć. Sądzę ze mam depresję, nic mnie nie cieszy, nie przeżywam emocji, zachowuje się nieadekwatnie do różnych sytuacji. Lekarz domowy podejrzewa depresję, natomiast dobra psychiatra pzrepisała mi dzis(1wizyta) lek dla osób z objawami schizofreni. Z tym że rozmowa u psychiatry zeszła na trop schizofreni gdy rozmowę zacząłem od odrealnienia które mnie dotyczy, problemami związanymi z odbiorem rzeczywistoci. Pytała się czy ludzie z którymi się spotykam chcą dla mnie źle, czy mam podawane zatrute jedzenie, czy czuje że ze strony rodziców groźi mi zagrożenie itp, oczywicie odpowiedziałem przecząco bo aż takich schizów nie mam. Gdybym rozmowę zaczął od: "paliłem marihuanę, czuję się otępiony, mam problemy z pamięcią" może przepisała by lek na "aktywację" mózgu, zobaczyłbym poprawę wszystko ruszyło by do przodu i deprecha by minęła łatwiej. Deprecha która złapała mnie z powodu, że nie mogę normalnie funkcjonować. A WYSTARCZYŁ 1 EPIZOD PALENIA PRZEZ 4 MIESIĄCE tego gówna, które kiedys było dla mnie wręcz cennym kruszcem... Dodam, że rodzina stoi za mną ze wsparciem, zrozumiała całą sytuację.
dzieki za podzielenie sie swoja historia! mysle, ze nie ja jeden bylem poruszony przy czytaniu - wg mnie najlepsza opcja w Twojej sytuacji to szukanie wsparcia w poradni uzaleznien - w wielu oferuja tez konsultacje psychiatry (z tym ze w takich placowkach psychiatrzy maja doswiadczenie w ponarkotykowych powiklaniach i sprawnie odrozniaja problemy zwiazane z odstawieniem od innych zaburzeń - leki stosuja tylko w koniecznych sytuacjach) - jak podasz miejscowosc (tu lub na priva) to podpowiem namiar na taka poradnie (bezplatna) w okolicy
Witam po długiej nieobecności! Twoja historia jest bardzo podobna do mojej z tym, że ja nie paliłem aż tak długi czas. Odrealnienie złapało mnie po jednym paleniu i to dość grubym... Również nie cieszyło mnie nic co się dzieje w tym świecie, nic mnie nie obchodziło i tak samo nie wiedziałem jak ten świat funkcjonuje. Również podejrzewałem, że mam depresję, możliwe, że miałem bo u lekarza nie byłem sam sobie z tym całym gównem poradziłem, jak to zawsze bywało... Może taki po prostu jestem, na całe szczęście. Ale do rzeczy, mam nadzieję, że tu jeszcze wpadniesz, na pewno postaramy się Ci pomóc, a z mojej strony mogę Ci powiedzieć co mi pomogło:
Na początek jeśli chcesz pomóc sam sobie bez żadnych psychologów, tak jak to ja zrobiłem to usiądź i pomyśl, że od teraz zmieniasz swoje życie, nie ma, że "nie". Polecam zacząć czytać książki w stylu "Potęga podświadomości" pomoże Ci to wrócić do świata relnego i panować nad swoją psychiką oraz podświadomością. Jeśli chcesz to napisz do mnie na priv to podam Ci numer gadu gadu, podam Ci parę ciekawych tytułów... Ponad to zacznij robić to co kochałeś przed uprawą i paleniem, jeśli mówisz, że wkładałeś we wszystko serce to na pewno będzie łatwiej... Ja na ten przykład poszedłem na siłownie, zacząłem biegać oraz w październiku zacząłem naukę na Polibudzie, nie miałem wolnego czasu jakby nie patrzeć i właśnie o to w tym chodzi, znajdź sobie zajęcia które kochasz (ja lubię się uczyć więc do tego wszystkigo doszła też nauka) rób tak być każda chwilę spędzał na jakimś ciekawym i pożytecznym zajęciu!
Problemy z koncentracją, hmmm miałem i do duże po odstawieniu ale tak jak napisałem, nauka i ćwiczenie koncentracji pomogło mi w tym. Np. ja nie mogłem zapamiętać po co wyszedłem do sklepu na zakupy... Ale z czasem wszystko się poprawi! Zacznie wracać ten stan przed paleniem, zaczniesz normalnie funkcjonować tylko musisz zapanować nad swoim umysłem!
Ja pomogłem sobie sam ciężką pracą i samozaparciem no ale nie mówię abyś nie korzystał z pomocy specjalistów... Ponadto dodam, że nikt z mojej rodziny o tym nie wiedział więc byłem sam ale jednak jak widać na moim przykładzie można z tego wyjść.
Teraz w końcu odkryłem jaki świat jest na prawdę piękny... Częściej się uśmiecham, błahe rzeczy sprawiają mi radość, cieszę się, że mogę żyć normalnie bez tego świństwa, chociaż nie raz ciągneło mnie do mj... nie wiem jak to jest tyle złego a ja dalej chciałem zapalić ale oczywisćie wytrzymałem i jakoś się trzymam z tym postanowieniem.
Jeżeli chcesz porozmawiać i pragniesz więcej wskazówek to pisz do mnie na priv bez zastanowienia! Na pewno pomogę.
Pozdrawiam i trzymam kciuki, że Ty też z tego wyjdziesz, pamiętaj dużo pracuj nad sobą!
bylem u innego psychiatry, pracującego w klinice, z większym dowiadczeniem niż poprzednia pani psychiatra. Stwierdziła po obszernym wywiadzie itp, że mam depresję której przyczyną jest trawa. Przestraszony wspomnialem jej o podejrzeniach do zachorowania na schizofrenie co ona wykluczyła. Ucieszyło mnie to lecz nadal to rozkminiam czy czasem nie zachoruję. Czytałem na necie duzo, choc wiadomo jak to jest internetowi nie mozna ufac bo ja mu zaufalem i przejechałem sie na "nieszkodliwej traffce". Prawdopodobienstwo zachrowania na schizo rosnie w moim wieku, dodatkowo u męzczyzn urodzonych w zimie. Jest jeszce wiele innych aspektow ale nie chce mi sie ich przywoływać. W badaniu eeg wykryto mi nie prawdłowe fale w tych częsciach mózgu które nieprawdiłowo pracują u schizofreników. Nie mówiłem o tym psychiatrze, ona wykluczyla schizo, mówiła ze to na 95% depresja, ale dzis wiem ze to jednak nie tylko depresja, obstawiam na psychozę bo jak by nie było jebać tą schizofrenie, boje sie jej ale jednak mysle ze to psychoza+depresja a nie schizofrenia.
Doszedlem do wniosku ze caly czas rozkminiam, że inni ludzie wiedzą co sie za mną dzieje, wiedzą ze jestem w niedyspozycji intelektualnej, mam derealizację wraz z jej symtomami jak otępienie, odcięcie od tego swiata, bałagan myslowy. Nie moge zapanować nad umysłem, chcę wykonać poprawnie cos a nie mogę, chce sobie cos przypomniec a nie mogę ale gdy o tym tak nie mysle, po prostu za jakis czas np za 2 dni, za pare godzin sobie to przypomne, jak i uswiadomie sobie ze o tym czyms myslalem jakis czas temu i nie moglem tego wtedy rozkminić. Czasem mam takie odczucie że "cos" siedzi we mnie, jakies 2 ja, zła osobowosć, takie odczucie mialem ze 3 razy, jakies złe emocje gotowały się we mnie, myslalem o złych rzeczach dosłownie jakby zaraz miał ze mnie wyskoczyć obcy i zrobić rozpierdol w otoczniu. To "cos". Miałem tak np jak byłem sam i odsnieżałem. Jakos nad tym zapanowałem a raczej to samo ucichło. Takie wewnętrzne rozczepienie akurat pasuje do schizofreni. Cóż jezeli ta dobra psychiatra wykluczyła schizofrenie to jednak jej zaufam, ale powiem o tej mini psychozie ze mam jakies wrazenie ze ludzie np ze studiów wiedzą jaki jestem, jaka jest moja ososbowosc, jakie mam slabe punkty itp ale tak naprawde nie jest i sobie to uswiadamiam co jakis czas ze to tylko pierdolony schiz. Także zachowuję sie nienaturalnie, uwazam zeby nie pierdolnąć jakies gafy, czuję się sztucznie. Bardziej Niepokoi mnie tylko to "cos" co we mnie siedziało te 3 razy, ale moze to tez element psychozy. Wczesniej przed wizytą u psychiatry rozmawiałem z psycholog i tez od razu temat "czy jestem chory na schizofrenie". Wdałem się w gadkę i ona stwierdziła ze to jest psychoza własnie, ze po trawie niektórzy tak mają , że ona widziała gorsze przypadki. Tym tropem psychozy muszę pójsc na rozmowie z psychiatrą, powołać się na psychologa ws. psychozy . Może przepisze jakies dodatkowe leki.
masz zwykla wkretke, jaka maja wszystkie wrazliwe lub przewrazliwione osoby po trawie.
ja mialem juz kazda mozliwa chorobe, zastanawialem sie nad wszystkim ze schizofrenia wlacznie. po pol roku od mojego ataku paniki czuje sie o wiele lepiej - czuje kontrole nad soba, nie mam kolatania serca, nie wkrecam sobie jakichs glupot. ja bym obstawial na nerwice, czyli mechanizm ktory przepowiada (automatycznie), ze cos zlego zaraz nastapi a ktoremu towarzyszy niepokoj.
sory - bo to bedzie brutalne - ale musisz teraz posprzatac balagan, ktory zrobiles sobie w glowie. po pierwsze czas, po drugie czyjas pomoc (jesli naprawde sobie nie radzisz), po trzecie spokoj i nie wkrecanie sobie glupot, mozesz sprobowac modlitwy, medytacji, cokolwiek co pozwoli Ci oderwac mysli ze zlego toru. trzymaj sie a bedzie lepiej (kazdy zachwiany system - w tym ludzki organizm - wraca do stanu sprzed palenia).
Hej
Zarejestrowałem się tylko po to, żeby Ci napisać, że też uważam że to wszystko tylko wkrętka. Mi to wygląda na stany lękowe po paleniu i być może nerwicę, ale na pewno nie schizofrenię! Cóż, ja sam paliłem ok 2 lat (nie miałem przez ten okres przerwy dłuższej niż miesiąc). Paliłem dużo naprawdę mocnego towaru. W końcu po którymś z kolei "bad tripie" postanowiłem sobie, że pora dać sobie spokój na jakiś czas. Odstawiłem z dnia na dzień. Po tygodniu się zaczęły stany lękowe, czasem totalnie nie wiedziałem co się wokół dzieje i kim jestem ale w panikę nie wpadłem - po tygodniu przeszło... Kiedy minął miesiąc od palenia znowu się zaczęło, wcale nie słabiej - jakieś głupie irracjonalne lęki przed wszystkim, co chwila wahania nastroju niemożność koncentracji na niczym, pełno natrętnych myśli, schizy różnego rodzaju... czułem się, jakbym nie był sobą. Czasem napadał mnie taki stan, jakby totalna deprecha - myślałem o tym co najgorsze, a po 5 minutach uświadamiałem się, że to jakieś bezsensowne wkręty... Potrafiłem się zapatrzeć w dal i gapić się tak nie wiem ile czasu wcale nie myśląc, albo myśląc o jakichś totalnych pierdołach. Wydawało mi się, że odczuwam ciało inaczej niż zwykle, czasem mi obraz ciemniał przed oczami, często bolała mnie głowa... to tylko niektóre z moich jazd.
Mimo wszystko postanowiłem, że nie pójdę do żadnego lekarza, sam sobie z tym poradzę... Czasem było ciężko, oj, ciężko. Ale udało się. Teraz jest zupełnie normalnie - mózg się regeneruje, wszystko się normuje z czasem :)
Piłem herbatę zieloną z cytryną, magnez i wapno rozpuszczalne, oraz witaminę c - żadnych innych lekarstw. Próbowałem medytacji i starałem się ogarniać wszystkie codzienne sprawy, na ile to było możliwe.
Polecam Ci także pić magnez z wit. b6 i wapno rozpuszczalne.
I jedna ciekawa rzecz, którą odkryłem i nie wiem, czy to tylko u na mnie tak działa, jednak nie spotkałem się z tym nigdzie:
Kiedy wypiłem sobie witaminę C (1000mg, czyli mocną), która jak wiadomo wypłukuje thc z organizmu czasem czułem się przez chwilę jak na haju, a potem schizy/lęki się zmniejszały - coś "ruszało" w tej głowie. Może to była wkręta, jednak mi się wydaje, że nie. Chciałbym, jeśli możesz, abyś wypróbował mój patent z witaminą C - mi to naprawdę pomagało! Kup sobie taką 1000 mg - możesz sobie od razu rozpuścić 2 na raz, ale nie rób tego za często, bo można się nabawic dolegliwości żołądkowych. Po wypiciu witaminy pij dużo wody, żeby ją wypłukać z organizmu razem z uwolnionym thc.
Jeszcze jedno - jak organizm jest w spirali leku (spirala, czyli: boje sie, ze sie boje, ze sie bede bal bardziej i sie boje bardziej itd.), to nasze glowy staja sie bardzo sugestywne. Po prostu ten stan niepokoju wyzwala coraz wiekszy niepokoj, ktory z kolei powoduje, ze najchetniej od razu wali sie do internetu i szuka najgorszych mozliwosci: ze sie umiera, wariuje, odplywa, znika, dlugo by wymieniac.
A to nic innego jak glowa. Tylko tyle. Zadne wariactwo, szalenstwo, schizofrenia, psychoza...
Patent polega na tym, zeby uwierzyc w to, ze warto przestac myslec. I przestac.
Dobrym sposobem jest cwiczenie, w ktorym sie mowi sobie w glowie - ok, 1minuta przerwy od myslenia, potem 2minuty, potem 3minuty itd. To moze zajac dni i tygodnie, ale potem w koncu przychodzi... a warto sprobowac, bo spokoj to fajny stan :)
Dzięki za wszystkie porady, postaram sie do nich wszytskich zastosowac. Ze schizofrenia to byl wkret jednak bo gdybym mial zachorowac to juz bym zachorowal do tej pory, ale widziałem po sobie sporo symptomów, do tego doszla derealizacja no i wkrecilem sie w ta schizo, dodatkowo wzrok- nie łapie ostrosci, sa przeblyski ze przez ok 3 minuty co jakis czas widze normalnie, ten wzrok tez poglebil ta derealizacje. Męczy mnie pieprzona deprecha w niczym nie widze sesnu, jest beznadziejnie, dni zlewaja mi sie ze soba, moja osobowosc jest totalnie rozjechana, antydepresanty powinny juz zaczać działac, czekam cierpliwie az wszytko sie poprawi. Jestem totalnie zjebany ze z łózka rano wstaje z wymuszenia, lipa. Takie sa skutki bakania, rzucilem po prostu od tak, z przejedzenia ale na psychice to mi siadlo i to ladnie. Mimo deprechy nie daje sie, cos dzziałam, troszkę kucharzę, czytam "potęgę podswiadomosci", zbieram się do nauki niemieckiego i angielskiego w koncu musze przysiasc do tych ksiazek i staram sie myslec pozytywnie. Mysle ze jak depresja minie to stane na nogi bo ona uniemozliwia mi sprawne wykonanie prostych czynnosci, tlumi moj intelekt i upsoledza normalne funkcjonowanie. A ciekawe co bedzie ze wzorkiem, planuję wizytę u okulisty, dziwna sprawa bo np na odleglosc 5 m widze nieotro w tej chwili ale jak patrze w dal, na krajobraz, widze go ok, jest ostrosc. A za 3 minuty powiedzmy moze byc calkiem odwrotnie. Wiec odpada tu krotkowzrocznosc i dalekowzrocznosc, ale kto wie wizyta u okulisty wszytko wyjasni. A moze przejdzie mi to wraz z deprechą, oby bo wczesniej tak nie było. Dzięki chłopaki za dobre słowo, pozdrawiam, do następnego postu!
Nie jestem lekarzem, ale kiedyś słyszałem podobną historię opowiedzianą przez gościa o ksywie "Bodek", mówił on o dziewczynie, która po zażyciu w jej przypadku amfetaminy uszkodziła sobie ośrodek pamięci. Nie potrafiła zdać matury nawet po dodatkowych lekcjach na jakie rodzice kładli grubą kasę. Wpisz sobie na youtube "Bodek o narkotykach" tam znajdziesz tę historię i dużo innych równie dramatycznych przedstawiających prawdę o tym całym syfie.
@Razol865 - Nie porównuj marihuany do amfetaminy! Marihuana co prawda może nieźle namieszać w głowie, jednak nie uszkadza mózgu, po jakimś czasie wszystko wraca do normy, co innego amfa - ten drag jest jednym z najbardziej szkodliwych, bardzo szybko niszczy psyche i organizm (to stymulant) i często skutki są już nieodwracalne.
@wyłączonymózg - Lepiej teraz NIE wyszukuj żadnych "dramatycznych historii" w necie, żadnych chorób itp. bo w takim stanie łatwo sobie nawkręcać głupot.
Odnośnie wpisów powyżej, to nie zawsze tak jest, że skutki palenia na 100% znikają po jakimś czasie. Roznie z tym bywa... Ale gratuluje decyzji, też jestem teraz 15 miesiąc w abstynencji i uważam że to jedyna słuszna droga. pozdrawiam
co do witaminy C - nie uszkadza żołądka. musisz mieć bardzo wrażliwy, że coś się stało. nie ma żadnych badań (ŻADNYCH), które pokazują, że wit.C albo jakakolwiek inna wit rozpuszczalna w wodzie szkodzi. może Cię przeczyścić ale to tyle. żadnych kamieni nerkowych, żadnych problemów z sercem, żołądkiem czy nerkami.
sam łykam po 1 tabl. 1000mg wit. C codziennie od pół roku (łącznie od roku choć wcześniej rzadziej łykałem), a jak zaczyna mnie coś łapać to ładuję i 6000mg dziennie i wszystko gra. i od roku nie chorowałem, właśnie dzięki witaminom ;)
proponuję pić jeszcze sok z buraków - 2 szklanki dziennie. zamienia azotany na tlenek azotu, który usprawnia pracę mózgu (czyt. przyspiesza przepływ krwi przez niego). a krew powinna wypłukiwać przynajmniej część złogów THC
witaminy z grupy B także poprawiają pracę mózgu.
to tak a propos witaminek ;) może się komuś przyda.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach